Okazało się, że lubię jogurt "owoce leśne".
Niespodzianka! Zaskoczenie! Zdziwienie? Niedowierzanie... Negacja. Sprzecznosc. Kłamstwo, żart?
Haha, jakkolwiek dziwacznie by to nie brzmiało, to zdanie powyższe jest po prostu jedną z rodzinnych anegdotek, tak jak znane Wam już: "piękne dziecko" (mianem pięknego dziecka zwane były i psy na ulicy, i moi koledzy ^^), czy "przecudnej urody" ("pięknym dzieckiem przecudnej urody" są mimo wszystko wg mojej rodziny częściej psy, niż moi koledzy, chyba mam wybitnie wybredne babcie...), "spełniło się moje marzenie!","odwalsiezawalsiewywalsieprzewalsienawadsiepodwalsiezwalsierozwalsie", "nie krępuj mi osobowości" i liczne inne frazy, które weszły do użycia nie tylko podczas obiadków u prababci/Wigilii/Wielkanocy, ale i do słownika mojego bloga.
Małgorzata, będąc dziecięciem niewinnym, przestraszonym, małym i buntującym się przeciwko "szytywnym podziałom genetycznym", cechowała się niechęcią do pożywienia. O ile zdarzało się jej jeszcze skonsumowac czasem coś zielonego, żółtego, pomaranczowego, czy jasnobrązowego, o czerwonych, czy nawet różowych rzeczach mowy nie było!
A pewnego dnia dziecko to przychodzi z przedszkola i pierwsze jego słowa skierowane do rodziców brzmią:
Okazało się, że lubię jogurt "owoce leśne".
Ostatnio też okazało się, że lubię "jogurt owoce leśne", choc w sensie metaforycznym. Dzis stosujemy to powiedzonko do wyrażania bezbrzeżnego zdziwienia samym sobą. Wychodzi na jaw, że twoje Ego jest tworem paskudnym i naprawdę ci obcym, chocby i przepływało ci przez czakry 12 kWh chi, na dodatek, powiedzmy, pulsując, i tak go nie znasz! Tak na prawde zrozumienie siebie jest niemożliwe, można jedynie stwarzac takie wrażenie, udawac, albo nawet zachowywac sie, jakbyś Ty był swoim własnym przyjacielem. Można, bo co to komu szkodzi, prawda? Nie szkodzi zazwyczaj, ale i nie pomaga. Buka staje i myśli, że jest Syzyfem i uświadamia sobie, że musi nim byc, tak to ujmę.
Gdyby się nad tym zastanowic, nieustannie okazuje się, że lubi się jogurt owoce leśne. Okazało się, że mogę mało mowic, że może mi raz jeden nie byc zimno, mimo mojej ulubionej czarno-miałej sukienki, która jest krótsza, niż myślałam, że mogę spac poł godziny i czuc sie nawet nieźle ("Nie śpij!"/"Nie śpię, myślę!"), że mogę w jednym momencie się cieszyc i wsciekac, że może mi sie podobac muzyka Toma Waitsa, że umiem przezyc dzien bez słuchawek na uszach (podłączonych do czegoś, rzecz jasna).
Ale, zauważcie: gdy okazuje się, że lubie jogurt owoce leśnej, jest to coś pozytywnego.
Im więcej jest jogurtów, tym bardziej posuwa się nasz kamień ku górze. Ale nie można zapomniec, że nigdy nie uda się nam go wtoczyc na sam szczyt.
Ale po co się tym przejmowac? Nie stwierdzę co prawda tak dekadencko jak Ścibor, że nic i tak nie ma sensu, bo i tak umrzemy, lecz podam jako konkluzję przykład mojej dzisiejszej wymiany zdań z Aleksandrą (to moją siostrą dla niezorientowanych):
Aleksandra: Gośka! Nie krępuj mi osobowości!
Ja: Szkoda mi sznurka, żeby ci krępowac, bo masz za dużą.
PS. Na fali refleksyjnych nastrojów moja dywagacja na temat miłości, którą wysnułam podczas rozmowy z Ejem(<7)
ja:dlaczego cie przerazilam?/ ej:bo ja siebie nadzwyczaj wielbię, a jestem jaka jestem! a ty jestes lepsza i w ogole i siebie nie lubisz/ ja: ja siebie kocham.nie lubie, tylko kocham/ej:ooo. no./ ja:tylko, ze nawet osoby, ktore sie kocha czasami zawodzą. tzn. nie spełniają twoich potrzeb/ ej:ooo. ciekawe spostrzeżenie.
Bo o potrzebach fajnie jest ze sobą rozmawiac? Chyba, że ma się do czynienia z wróżką Esmeraldą. Znacie ją? Ja nie.