nigdy, przenigdy nie założyłabym czegokolwiek, co chociaż posiadałoby najmniejszą namiastkę ćwieka. a teraz? przekonałam się do ich formy, i rozumiem ekscytację tych wszystkich, którzy się nimi zachwycali. można z nich zrobić coś absolutnie oryginalnego; kocham się w takich sprawach, nie lubię powtarzać wzorców, wolę stwarzać coś własnego, coś co jest lustrzanym odbiciem tego, co przeżywam;
te spodenki są mega wygodne, chociaż pamiętam moją pierwszą łezkę, która mknęła po policzku, gdy nie potrafiłam się w nich dopiąć, są ekstra malutkie, prawdziwe xs, rozmiar tylko dla modelek. chociaż nie powiem, że nie chciałabym dojść do momentu w życiu, w którym we wszystkim wyglądałabym absolutnie zjawiskowo, bo miałabym ten rozmiar.
hmm... w zasadzie to mogłabym się poświęcić, ale powiem Wam, że i tak się poświęcam...ćwiczę na herkulesach pod blokiem ze słuchawkami w uszkach i jestem z tego faktu niezmiernie dumna. potem bez cienia goryczy wcinam czekoladę. wiem, wiem, pójdzie mi w boczki. ale nie będę sobie odmawiać a co! skoro właśnie to małe 'co nie co' ma stanowić gwarant na moje sympatyczne samopoczucie to dlaczego musiałabym odmówić sobie tej kuszącej przyjemności?
ok, ok, jest już późno, wiem wiem... okej, nie będę marudzić! ;*