Umyj okna dla Jezusa, czyli co nieco o świętach. Nie tylko Wielkanocnych.
Poniższy post może razić uczucia religijne. Przyjmuję zapisy na palenie mnie na stosie.
Idą święta, wraz z nimi przygotowania. Głównie ta żeńska część populacji zajmuje się szykowaniem potraw, sprzątaniem mieszkania, a w powietrzu wraz z pięknymi zapachami czuć świąteczną atmosferę, pod postacią melodyjnego "rusz tę dupę, a nie tylko przed telewizorem siedzisz, nawet mi kurwa nie pomożesz".
Współczuję tato.
O ile rozumiem przygotowywanie potraw (Kto nie kocha jeść sałatki wielowarzywnej. Przez tydzień.), o tyle dość mieszane uczucia mam do trendu sprzątania całego mieszkania. Wielkanoc i Boże Narodzenie sprawiają, że gospodynie domowe robią wszystko, by ich mieszkania lśniły czystością. Trzeba przecież umyć okna dla Jezusa. Przecież Chrystus nie zaglądnie do naszego serduszka przez brudne okno, czyż nie? No dobra, Jezus to tylko przykrywka, wiadomo że nie chcemy, aby rodzina która do nas przyjedzie wytykała nam niedoskonałości w naszych mieszkaniach. Nie mówię, żebyśmy nie sprzątali mieszkań przed świętami, po prostu nauczmy się to robić bez powodu. Niech okna będą czyste przez cały rok, nie musisz z tym czekać do świąt. Na szczęście są gospodynie domowe, które o porządek w mieszkaniu dbają regularnie, a nie od święta. Gorzej, gdy kobieta ma manię sprzątania i robiłaby to bez końca.
Współczuję tato.
Ciekawi mnie symbolika Wielkanocy.
Baranek - zbawiciel, miłość dobro.
Jajko - życie.
Zajączek - rozmnażanie, płodność.
Co do cholery jasnej ma wspólnego prokreacja z męczeńską śmiercią Jezusa? Trochę to poruchane* No dobra, już zostawiam zajączka w spokoju, bo nie przyniesie mi prezentów wielkanocnych.
Zajmijmy się trudnymi pytaniami:
Co było pierwsze: jaj...
Co jest ważniejsze, Wielkanoc czy Boże Narodzenie?
Na początek określę moje podejście do wiary. Wierzę, na swój sposób, ale wierzę. Myślę, że gdzieś tam jest ktoś, kto ogarnia ten nasz ziemski burdel. Uważam też, że Boga ma się w sercu, a nie pod postacią facetów biegających w sukienkach mówiących mi, jak mam żyć. Nigdy nie podobała mi się instytucja Kościoła, czułem że robię coś bezsensownego, że chyba Bogu chodziło o coś innego. I poniosła mnie ciekawość, zacząłem badać historię Kościoła, przy dostępie do Internetu nie jest to trudne. Porównałem fakty historyczne z Biblią i doszedłem do wniosku... że Kościół nas okłamuje. Wali nam ściemą po ryjcu (nie tylko Kościół Katolicki, każda instytucja wiary).
Powróćmy do pytania. Ważniejsza jest Wielkanoc. W Piśmie Świętym Chrystus nie raz mówił, aby świętować jego zmartwychwstanie (znosząc żydowskie święto szabat). Co więc z Bożym Narodzeniem? Jest mniej ważne? Narodzenie Jezusa Chrystusa (które jest faktem udokumentowanym historycznie) nie jest ważnym świętem. Jezus nie chciał, żeby obchodzono jego urodziny, dlatego pierwsi chrześcijanie też nie obchodzili swoich i jego urodzin. Nowy Testament opisuje tylko 3 imprezy urodzinowe, przy czym każda kończyła się jakimś zabójstwem (nayebani to do domu!).
Więc dlaczego obchodzimy to święto i dlaczego akurat 25 grudnia?
Cofnijmy się o kilka setek lat do starożytnego Rzymu.
W czasach, kiedy Cesarstwo Rzymskie było potęgą, Chrześcijanie byli uznawani za sektę (prześladowano ich, mordowano), a Rzymianie wierzyli w religie politeistyczne (Jowisz, Mars). Gdy w 306 roku do panowania doszedł Konstantyn I Wielki, postanowił przyjrzeć się naśladowcom Chrystusa. Zauwazył że byli dość specyficzni. Zgodnie ze wskazaniami swojego nauczyciela byli pokojowi, nie interesowali się polityką, wojnami, mieli w dupie to, co robi z nimi państwo, bo ważniejsza była dla nich miłość do bliźnich. Zaraz zaraz... możesz z ludźmi robić co chcesz, a oni się tym nie przejmują? Przeciez to idealny materiał na poddanych! Dlatego właśnie Konstantyn postanowił ochrzścić swój naród. A czy sam był chrześcijaninem?
Przeanalizujmy kalendarium jego panowania:
- 313 rok - wprowadzenie tolerancji dla chrześcijan (Edykt mediolański).
- 319 rok - ustanowienie prawa zwalniającego duchownych ze służby w armii i płacenia podatków.
- 7 marca 321 roku - dekret wprowadzajacy niedzielę jako oficjalnie święto boga Sol Invictus - dies Solis,
niedziela staje się dniem wolnym od pracy.
EEEEEJ?! JAKIEGO SOL INVICTUS?!
"Sol Invictus (łac. Słońce Niezwyciężone) - bóstwo rzymskie, łączące cechy greckiego Apollona i indoirańskiego Mitry, sprawowany był u schyłku cesarstwa. Obchodzenie święta Sol Invictus, przypadającego 25 grudnia, pierwszy raz jest źródłowo poświadczone w 354 roku. Kościół pod koniec IV wieku przepisał obchodzenie w tym dniu świąt Bożego Narodzenia."
- Wikipedia
Wszystko jasne. Konstantyn Wielki nie przeszedł na chrześcijaństwo, tylko nadal wierzył w słoneczko (zgodził się na chrzest dopiero pod koniec życia). Jego poddani nie byli by zadowoleni, gdyby facet który zmusił ich do wierzenia w Chrystusa sam wierzył w swojego dawnego boga. Dlatego trzeba było jakoś zakamuflować boga słoneczko.
Więc dlaczego od dziecka panowie w ornatkach wmawiają mi, że niedziela jest pamiątką zmartwychwstania,
a Jezus narodził się w dzień rzymskiego Sol Invictus?
Dlaczego mam czcić Boga Słońce, skoro nie wierzę w Boga Słońce?!
W co my właściwie wierzymy?
Dlatego nie chodzę do kościoła, mimo fochów mojej bardzo uduchowionej mamy twierdzącej że Bóg Słoneczko Jezus nie jest zadowolony z mojego skandalicznego postępowania. Oczywiście nie ja słucham jej pretensji.
Współczuję tato.
* poruchać w jezyku czeskim oznacza "popsuć". Zboczeńcu Ty.