Gdzieś w Dolinie Pięciu Stawów, listopad 2010.

Gądżo & Plewson.

Epic.

(ale z nas dzieciaczki tutaj!)

Chcę już puszystą i grubą warstwę śniegu! Nie widząc za oknem żadnego śladu po białych płatkach, każdego poranka na mojej twarzy maluje się grymas niczym u małego dziecka, które nie dostało lizaka. Nie czuję zimy, tym bardziej świąt, które defakto są za niecały tydzień. Przynajmniej motywuje mnie perspektywa sylwestra w górach, który zapowiada się naprawdę, ale to naprawdę zajebiście, z biforem u Bloczi :) czyli od 28 wixawixawixa.

Tik. Tak. Tik. Tak. Zegar tyka. Za równe dwa tygodnie już będzie 2012 rok, lol. Powinnam mieć już podręcznik do 1 klasy z biologii w małym paluszku, tymczasem jestem w głębokiej dupce, myślę o niebieskich migdałach, rzygam tęczą i słucham superaśnej muzyki, która albo mnie porywa do tańca, albo powoduje że odpływam myślami daleko, daleko stąd, czyli jednym słowem uprawiam czysty stuprocentowy (wręcz książkowy!) opierdaling. A maturka tuż tuż. Czuję jak chowa się gdzieś tam wśród sterty książek i chichra ze mnie. A to franca! Musi mieć niezły ubaw. W sumie, może się przyłącze?

http://www.youtube.com/watch?v=YA_tBIOt8MY&feature=relmfu :3

Mimo ostatniego wypadu na 'Korni', który był tragiczny w skutkach dla niektórych (Misia - kaleka, z otworem na słomkę <3), chcę tam jechać znów! I nieważne, że potem celebruję to że ledwo uszłam z życiem i muszę odsypiać to wstawanie o 5.

Cudownie wita się dzień wśród koni, z niedopieszczonym kotem na kolanach i z kawą w ręku :)

polecam, Gądżo.