Czuję się trochę jak Adaś Miauczyński. Wróciłam do domu. Nie mam słów, by opisać wspaniałość ostatnich 3 dni. Nie mam słów, by opisać co się działo ze mną podczas koncertu. Właściwie mógłby to chyba być koncert kogokolwiek. Teraz będę się frustrowała słuchając płyty LC, bo jak zwykle po usłyszeniu tego na żywo, suchy dźwięk nie będzie miał tej mocy. Potrzebowałam się naskakać, natrząsać, nakrzyczeć i w ogóle na.... Potrzebowałam pacnąć się na piach, zamknąć oczy i posluchać szumu fal. Potrzebowałam znaleźć obiekt zastępczy. Całkowite przeciwieństwo poprzedniego. Bez emocji, czysty estetyzm. Estetyzm wizualny, bo werbalny niestety szlag trafił ;)
Ale wróciłam do domu. I jak na złość wszystko próbuje mi o tym przypomnieć. Trzy dni to stanowczo zbyt mało... Ale, ale ... dam radę. Muszę. Ot i tyle.
Miej serce i patrzaj w serce