Mieszkam tak sobie w miescie napędzanym wymyślnymi sensacjami, gdziie ludzie wymyślają własne wersje zdarzeń oraz własne - troche zapożyczone pomysły na życie. Turaj wszyscy patrzą na mnie jak w tęczę. No chyba, że coś nie halo, bo wtedy, po pierwsze, nie bardzo śmią, a po drugie, Jak coś nie-halo, to trzeba naprawiać, a nie gapić się na zjawiska przyrody. Nawet tak oko cieszące jak ja.
No właśnie: oko. A co, jeżeli zechcą mi na ten przykład postawić pomnik? I co gorsza będą chcieli tam coś napisać. I podejrzewam, że dobrze wyglądał im nie wystarczy. Co z kolei prowadzi nas do dwóch wniosków. Albo dam im jakieś chwytliwe słowa, które będą mogli kuć w kamieniu, albo wymyślą coś sami. Ponieważ opcja druga z oczywistych przyczyn napełnia mnie przerażeniem i niepewnością zdecydowałem się na samodzielne wypowiedzenie odpowiednich, pomnikowych słów.
Co jak się okazało - nie jest wcale takie proste.
Początkowo obstawiałem na coś z łaciny ale obawiam sie, że niska znajomość tego języka mogłaby stworzyć niepotrzebną wszak bariere pomiędzy mną i moją Dziewczyną - a ogólnie uwielbiającą mnie publicznością.
Równie dobrze mógłbym kazać napisać o swoich zasługach i wszelakich talentach jakie posiadam. Tylko kurde - porzucam ten pomysł gdyż napis byłby za długi.
Wiecie jak to jest w jednym spojrzeniu wymienic 1000 myśli, znaleźć odpowiedz na najtrudniejsze pytanie, znaleźć nadzieje na to aby próbować dalej. Aby iść przez życie z podniesionym czołem nie zbaczając z tej niesamowicie usłanej rózami drogi sukcesu???
JA WIEM.
W związku jest fajnie.
KTOŚ.