Cześć dziewczyny.
Chciało by się napisać że jestem tu nowa,ale nie..nie jestem. Właściwie to jestem tu od dobrych 4 lat i końca nie widać.
Wiecie...błędne koło. Ledwo schudnę że może zaczynam wyglądać jak człowiek i znowu sobie pozwalam.
Nie będę Was tu zamęczać co się działo przez te 4 lata.
Krótko mówiąc; 4 lata temu z wagi 59/159cm w 3 miesiące spadłam(oczywiście najgorszymi metodami,wymioty,godówki,przeczyszczacze,300kcal itp) do 50/163 (tak co najdziwniejsze urosłam przy tym) wszystko cacy,później oczywiście jojo i znów to samo. Przez 3 lata ciągle wzloty i upadki. W tym roku w kwietniu wizyta u dietetyka, z wagi 66/165cm spadłam do 60(w lipcu) tylko i wyłącznie na zdrowym odżywianiu(dodam tylko że nigdy nie chodzilam głodna i sportów za specjalnie też nie uprawiałam). No tak,ale wakacje jak to wakacje, tu zimne piwko tu imprezy,jedzenie i nie żałowałam sobie niczego.
Na dzień dzisiejszy ważę.....69kg przy moich niewielu 165cm wzrostu.
Dodała bym zdjęcie,ale jest mi tak cholernie wstyd.
Nie wierzę że byłam w stanie się tak zapuścić.
Codziennie sobie obiecuje że coś zmienie i codziennie jest to samo.
Dzisiaj?
Ś; Płatki owsiane na mleku/wodzie+łyżka brązowego cukru+cynamon+5orzechów laskowych
IIś; 2 gryzy bułki z makiem
obiad; Barszcz czerwony bez ziemniaków i bez tłuszczu(rodzice dalej gotują pod diete jako ze sie jej trzymają) +jedna kromka żytniego chleba+warzywa
K; Owsianka na mleku+banan+orzechy
wieczorem jeszcze ten nieszczęsny redds.
Dużo wiem...ale nie mogę z dnia na dzień odstawić wszystkiego bo wiem jak to sie skonczy.
Wiem że bycie tu w jakiś sposób mnie zmotywuje jak kiedyś, że nie zawiodę,no i mam nadzieje że będę mogła być również dla kogoś wsparciem.
Wracam z podkulonym ogonem,kolejny raz.
Tak bardzo się nienawidzę.