2.
Biegnę przez wielki wąwóz. Po moim ciele spływają krople zimnej już krwi. Całe moje ciało jest pocharatane. Resztkami sił biegnę przed siebie. Czuję, że coś mnie goni nie widzę tego, ale czuję . ! Przewracam się, ból się nasila. Widzę białe światło i słyszę jakiś głos.
- Ever .! Ever słonko, jeśli mnie słyszysz odejzwij się.
Uchylam jedne oko i światło mnie razi, aż oczy zaczynają piec, więc szybko je zamykam
- Kochanie . ! Ty żyjesz, Ever !
Ponawiam próbę. Odliczam : Trzy, dwa, jeden i otwieram oczy. Znowu białe światło mnie razi, ale już nie zamykam oczu. Zauważam rozmazaną twarz mojej mamy. Łzy spływają jej po policzkach, więc podnoszę rękę wycierając je. Próbuję się podnieść. Przynajmniej głowę, niestety odrazu tracę równowagę i upuszczam ją na poduszkę.
- Ever, słonko. Tak się martwiłam . !
- Mamo nic mi nie jest - Mimo moich zapewnień wiem, że jestem cała w bandarzu. Naszczęście, krew już nie truska jak poprzedniego dnia. Otwierają się drzwi i wchodzi pielęgniarka.
-Już się obudziłaś skarbie . ? Boli cię coś . ? Przepraszam, czy mogą państwo wyjść . Muszę zrobić badania. - rodzice posłusznie wyszli, a ja zostałam z pielęgniarką. Nie była ona zbyt ładna, zapewne miała już z 46 lat, miała za to bardzo miły głos.
- Troszkę boli, ale ból nie jest tak uciążliwy. - odpowiadam.
- Zaraz dam ci lek przeciwbólowy. Wiesz, miałaś ogromne szczęście, że spotkałaś tego chłopaka. - mówi, szukając leku.
- Czy, czy on jest tu w szpitalu . ? - pytam
- Tak, tak. Jeśli chcesz zaraz go zawołam. Proszę wypij to - odpowiada podając szklankę z wodą.
- Dziękuję. - odpowiadam i wypijam nie dobre lekastwo, krzywiąc się przy tym.
Pielęgniarka wychodzi i woła chłopaka, jednak nie słyszę jego imienia.
Po pewnym czacie znowu otwierają się drzwi. Wchodzi wysoki, przystojny chłopak. Ma brązowe włosy sięgające za ucho. Widać, że chłopak je układał. Ma czekoladową cerę. Podchodzi bliżej. Siada na krzesełku obok mnie mówiąc :
- Jak się czujesz . ?
I wtedy znowu czuję kojący lek na moje wszelkie rany. Jego piękny głos mógłby otulać mnie do snu.
- Dobrze. - odpowiadam.
Nastała cisza. Nie wiem, jak ją zagłuszyć, więc zadaję mu pytanie, które tak bardzo mnie nurtowało :
- Jak masz na imię tak w ogóle ?
- A tak. Wybacz, nie zdąrzyliśmy jeszcze się poznać. Jestem Josh, a ty ?
- Ever.
- Bardzo ładnie.
-Dziękuję. Jak to się stało, że usłyszałeś moje wołanie. Przecież nikt nie słyszy co się dzieje na tej uliczce.
- Po prostu.. Przechodziłem obok, tak i usłyszałem czyjeś wołanie, więc przybiegłem. - Odpowiada jąkając się.
Josh wydawał mi się trochę dziwny. Mimo, że urody każdy mu zazdrościł, był bardzo tajemniczy i zamknięty w sobie. I tak mu nie wierzę z tym wytłumaczeniem, że po prostu usłyszał. To przecież nie możliwe. Nikt nigdy nie słyszy, jeśli ktoś tam jest i krzyczy. Może ma bardzo wyczulony słuch. Nie, nie. Muszę dowiedzieć się co się dzieje.
- Wiesz, ja już pójdę. - przerywa moje rozmyślenia.
- Poczekaj, może uda mi się jakoś wynagrodzić, tą pomoc . ? - pytam nieśmiało.
- Kiedy indziej.
Wyszedł. Wyszedł i zostawił mnie samą, samą z moimi różnymi myślami.
Myślę, że się Wam spodoba i , że ktoś to w ogóle czyta ; )