Rozdział 1
Siedziałem na kanapie i tępo wpatrywałem się w wyłączony telewizor, gdy usłyszałem, że ktoś schodzi po schodach. Szybko wytarłem twarz, a moim oczom ukazał się radosny jak zawsze Louis.
- O Lou, to ty.
- No, a kto inny kochanie? - powiedział i podszedł do mnie. Przyglądał mi się przez chwilę - ty płakałeś? Co się stało?
- Nie, nie płakałem, wydaje ci się. Co chcesz na śniadanie? Miały byc naleśniki, ale się spaliły.
- Harry, przecież widzę, że coś jest nie tak. Mnie nie oszukasz. Masz czerwone oczy od płaczu, a poza tym Harry Styles nigdy w życiu nie przypalił naleśników! Mów szybko o co chodzi?
- Gemma przyjechała.
- I to wszystko? Orzecież się dogadujecie, nie rozumiem czym się tak martwisz.
- Gemma przyjechała, bo nasza matka .... nie żyje - powiedziałem łamiącym się głosem, a po moim policzku spłynęła łza.
- Ciiii, nie płacz. Wszystko się ułoży. - powiedział tylko i mnie przytulił.Nie pytał o nic więcej. Wiedział, że nie jestem w stanie opowiedziec mu teraz jak doszło do tego tragicznego zdarzenia. - Gdzie jest Gemma?
- Śpi na górze.
- Może ty też się zdrzemniesz? Ja zrobię coś na śniadanie, a jak będzie gotowe to cię zawołam.
Nie powiedziałem już nic tylko poczołgałem się do mojego pokoju. Leżałem na łóżku i przyglądałem się sufitowi, gdy ktoś zapukał do drzwi. To była Gemma. Weszła i położyła się obok mnie.
- Chyba powinnam ci to wszystko opowedziec - westchnęła cicho i zaczęła - ostatnimi czasy dużo się pozmieniało. Po tym jak tata nas zostawił dla tej kobiety - kobiety, jak ona dziwnie wypowiada słowo dziwka - załamała się. Później były święta. Przyjechaliście wszyscy razem, a z mamą było już lepiej. Poukładała sobie wszystko. Niedługo po świętach poznała kogoś. Miał na imię Roger. W prawdzie nigdy go nie widziałam i nie wiem jak się poznali, ale było widac, że mam go kochała. Za każdym razem jak szykowała się na spotkanie z nim była cała w skowronkach. Była po prostu szczęśliwa. Wszystko było już dobrze, aż do wczorajszego telefonu. Zadzwoniła do mnie policja i poprosili mnie żebym przyjechała na komisariat. Dopiero na miejscu powiedzieli mi, że ściągneli mnie tam, bym potwierdziła tożsamośc naszej mamy. Ktoś znalazł ją martwą w rzece niedaleko od naszego domu. Nie wiadomo czy to była próba samobójcza, czy ktoś ją zabił. Policja bardziej stawia na smobójstwo, jednak ja wiem, że ona nie mogła się zabic, Była w końcu szczęśliwa. - pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Wytarłem ją i powiedziałem:
- To wszystko moja wina.Nie odwiedzałem was zbyt często ostatnio. Wszystko mogło potoczyc się inaczej ...
- Nie mów tak. To nie jest nasza wina. Zastanawiam się tylko co my teraz zrobimy? Przecież nie mogę siedziec wam na głowie, tym bardziej, że to ja jestem starsza. To ja powinnam się tobą zając, a nie na odwrót.
- Zostajesz tutaj i nie ma żadnego ale. Jesteśmy rodziną i musimy trzymac się razem. Zamieszkasz z nami, zaczniesz studia od następnego roku, a ja będę kontynuował naukę i karierę. Wiem, że będzie nam ciężko z tym wszystkim życ tak jakby to się nigdy nie wydarzyło, ale musimy. Dla niej. Ona nie chciałaby, żebyśmy porzucili swoje dotychczasowe życi Chociaż będzie cholernie bolało to musimy nauczyc się z tym życ. życ dalej.
- Niestety, ale trzeba tam wrócic. Zorganizowac pogrzeb. Nie mam do tego wszystkiego głowy.
- Tym się nie przejmuj, ja wszystko załatwię.
- Jesteś bardziej odpowiedzialny i poukładany niż ja. Cieszę się, że mam takiego brata jak ty. - powiedziała i przytuliła się do mnie.
- Chodź na śniada... o sorry, nie widziałem, że rozmawiacie. Śniadanie gotowe. Zapraszam. - powiedział Louis i szybko zszedł na dół.
- Idziemy? Na pewno jesteś głodna. - powiedziałem i podniosłem się z łóżka.
- Tak. - powiedziała i pokierowała się w stronę schodów. Poszedłem za nią. Gdy weszliśmy do kuchni, wszyscy zamilkli. Mieli grobowe miny. Ale kurwa epitet walnąłem. W sam raz do tej sytuacji pasuje. Siedzieliśmy w ciszy i jedliśmy śniadanie.
Resztę dnia spędziliśmy w domu przed telewizorem.
Pogrzeb będzie w poniedziałek, ale do Nowego Jorku lecimy jutro popołudniu.
*******
Następnego dnia wstaliśmy, zjedliśmu śniadanie i każdy poszedł w swoim kierunku. Nikt o nic nie pytał, za co byłem bardzo wdzięczny. Około godziny 15 pod domem czekała na nas już taksówka. Pojechaliśmy na lotnisko. Do Nowego Jorku dojechaliśmy szczęśliwei, jeżeli w tym przypadku można w ogóle o jakimkolwiek szczęściu mówic. Postanowiliśmy, że się rozdzielimy. Chłopaki poszli coś zjeśc, a ja Gemmą poszliśmy do domu, w którym mieszkała z mamą. Wspólnie ustaliliśmy, że poszukamy czegoś co mogłoby pomóc w rozwiązaniu tej chorej ' zagadki ' . Wiedzieliśmy, że nie powinniśmy grzebac w jej rzeczach, ale nie było innego wyjścia. Weszliśmy do domu i wróciły do nas te wszystkie wspomnienia. Jej śmiech, płacz, uśmiech. To nas przerastało, ale nie było innego wyjścia. Musieliśmy byc dzielni. Zaczeliśmy przeszukiwanie jej szafek w jej sypialni. Nie znaleźliśmy nic co mogłoby nas na coś naprowadzic. Udaliśmy się do salonu i tam konynuowaliśmy nasze poszukiwania. Szukaliśmy dosyc długo, ale bezskutecznie. Byliśmy głodni, więc podtanowiłem, że coś ugotuję. Ta, pusta lodówka. Chciałem iśc na zakupy, kiedy Gemma coś znalazła. To była fotografia naszej matki i tego Rogera. Gemma przeraziła się.
- Kurwa, Harry ja go znam!
-------------------------------------------------------------
o matko się rozpisałam ; o
sorry za błędy i za zdania jakieś takie nieogarnięte ;3
fota z dzisiejszego dywanu ;3
mój tt: @kingastyless
Inni zdjęcia: Miłej niedzieli :) halinam88888888888 podgolymniebem1547 akcentovaDrops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyx