Dobry Wieczór!
Zastanawialiście się kiedyś co by się zmieniło, gdybyście dowiedzieli się, że zostało Wam kilka miesięcy życia? Ja sobie uzmysłowiłem, że w moim przypadku byłby to piękny okres, choć w zasadzie niewiele by się zmieniło... Czyżby?
Hm, mam wrażenie, że informacje o "moim odejściu" przyjąłbym niczym porażenie piorunem, szybko, nagle i bezboleśnie. Dzień, ewentualnie dwa refleksji. W końcu potrafiłbym się cieszyć z tego co mam, bez atakujących podświadomość obaw,
które cały czas coś psują.
Nie obawiałbym się już o przyszłość swoją - czy dam radę.
O przyszłość dziecka - czy będę w stanie ją zapewnić.
Czy wogólę będę potrafił dać wnuka moim rodzicom - czy te, nie ma co ukrywać - prawie po kilogramie najróżniejszych używek nie zostawiły śladu na moim rozwijającym się wówczas organiźmie...
Na dworzu nie byłoby za zimno, deszcz nie byłby za mokry, a śnieg za zimny. W klubach nie byłoby muzyki, której nie lubie. Nie denerwowałoby mnie to całe najebane buractwo depczące po stopach. Na domówkach piłbym zdecydowanie mniej, aby więcej zapamiętać, a papierosy rzuciłbym w chuj, ewentualnie wrócił do czystego zielska.
Nie chciałbym się zwalniać z pracy i rezygnować ze niemałego ubezpieczenia, które dostałaby moja mama. Gdy już zbliżałby się "koniec", podsumowałbym dni urlopowe i poodwiedzał rodzinę, jeżdżąc po kraju.
Jedyna kwestia, która by mnie przygnębiała, choć zdawałbym sobie sprawę, że jest właściwa, że opuszczam świat samotny. Że tyle już czasu nie ma przy mnie Tej od spacerów i przytulania. Od pocałunków i porannego dzień dobry...
Tej, dzięki której pamiętasz... że jeszcze żyjesz.
`pozdrawiam. :)