Jestem cieniem.
Coś wysysa ze mnie energię, radość życia i optymizm.
Jestem pusta, bezwartościowa, nijaka.
Czuję się niepotrzebna.
Uzależniona.
Nie istnieję.
Znowu robię dwa kroki w tył.
Jestem więźniem prymitywnych emocji i własnej słabości.
Sama stworzyłam swoją klatkę.
Umieram od środka.
Strach i niepewność.
Boję sie tego co będzie za dwa dni, za dwa miesiące, za rok...
Boję sie słów i ich braku..
Zgubiłam się.
Nie wiem czego chcę i nie wiem jak sie tego dowiedzieć.
Myślałam, że to uczucie już nigdy nie wróci.
Myliłam się.
Im bardziej staram się siebie przekonać, że sobie z tym radzę, tym bardziej wrzechświat udowadnia mi, że jest inaczej.
Nie wiem co robić.
Mam żal do siebie, że to piszę.
Żal, że wszystko zaczyna ze mnie wychodzić i wpływac na ludzi wokół mnie.
Chciałbym chronic ich przed samą sobą.
Boli.
Chciałabym się wyłączyć, zasnąć.
Niech ktoś uwolni mnie od moich myśli...
Marudzę.
Wiem.