Mimo iz glowny cel mojej wycieczki do Łodzi nie zostal osiagniety (nie dostalam sie na studia. czemu? odsylam was na bloga wlasciwego) aczkolwiek gebe mam usmiechnieta od ucha do ucha. Splynelo po mnie jak woda po kaczce...
-alez panno Moniko- chcialoby sie rzec- Przeciez te studia byly twoim marzeniem z lat dziecinnych! jakze to tak?!?!
- ano tak. Po prostu. bez krzykow i zbednych gestykulacji.
Moze to feromony, chormony albo inne dziwo? Moze ci charcerze? albo poznani na egzaminach Diana i Bartek (na zdjeciu)? albo "kolega od klucza" z pokoju 301 i jego tajemniczy liscik? albo taksowkarze? moze fakt, ze moje nie dostanie sie na powyzsze wywolalo w miescie burze tak wielka, ze w wiadomosciach mowili o tym per 'kataklizm'? czy lektura "barrego Trottera" przyprawiona "National Geographic" i moja wyobraznia? a moze to wszystko plus wiele wiele innych sprawily ze mnie to najzywaczjniej pod sloncem
NIE RUSZA!!
a jak nie dostane sie nigdzie to czy ktos jest chetny wyruszyc ze mna w podrow? zaczniemy od Ameryki Poludniowej, potem Australia, Vinuatu (ostatniego czlowieka zjedzono tam pod koniec lat 70 XXw! i tam powstalo bungee i nosza nakladki z lisci na przyrodzenie ;D), potem japonia, syberia i dokad tylko dusza zapragnie! no to jak...?
P.S.: Marto! Martyno! Karolino! Katarzyno! w niedziele robimy sobie wieczorek filmowy u mnie! z martini/winem/piwem, popcornem i glupimy komediami w tle! Obecnosc obowiazkowa!