o..! i brawo! nie dosc, ze moj ukochany miesiac (tak, geniusze, to LISTOPAD! :)) to jeszcze snieg spadl...! no brawo, brawo!
(nie,to nie jest ironia. Nie umiem sie takowa, niestety, poslugiwac... zreszta pomyslcie: ironiczna blondyna? to wbrew natureze... )
Na koncercie nie bylam... zal, zal cholerny, 2 dni przeplakane (nie zartuje!) Bylam tak zalamana, ze postanowilam zaplanowac ten wieczor w jakis sensowny sposob. Nastepny przystanek- zatrucie alkoholowe! powiedzialam, biorac do reki kluczyki od samochodu
(Wiedza to straszna rzecz, szczegolnie gdy nie wiesz,co z nia zrobic....). Humorku przed wyjsciem doprawila mi moja siostra
A.- sorki, ale sama jestes sobie winna...
ja- wolalabym "gin-na"...
ale, oczywiscie, z popijania ajer-gino-martini nic nie wyszlo... Ach, prawko nie zawsze jest wolnoscia...
Ale wieczor sie udal nadzwyczaj, nie powiem... jak sie tak teraz nad tym zastanawiam, to jestmi troche wstyd, ze sie tak dobrze bawilam... I pomyslec, ze wczesniej zamierzalam, na mysl o TYM wieczorze spedzonym w domu a nie z Editorsami, plakac, wyc i szarpac...! Ech kobieta zmienna jest...
No, a teraz spadam. Skorzystam ze sprzyjajacych warunkow (snieg, goraca herbata i ja ) aby wreszcie skozystac z porady pani psycholog odnosnie tej strasznej PRZYSZLOSCI!!!!
(niestety, uprowadzanie przez kosmitow to hobby a nie zawod... musze wiec sobie znalesc cos, co zarobi na ajer-gin-martini, albo chociaz benzyne )
Albo poprostu pograze sie w moim jestestwie, bo, jak powszechnie wiadomo, popadanie w otchlan szalenstwa to rzecz bardzo osobista