wczoraj leżałam w łóżku i myślałam o tym jak to jest że w ciągu kiklu dni człowiek zmienia sie tak a raczej jego życie sie zmienia za sprawą osoby która pozornie była na początku obojętna... jakby sie ktoś zapytał dlaczego nie chodzę do kościoła to odpowiedz jest prosta, bo to nic nie zmieni... świat jest jaki jest i nic tego nie zmieni a tym bardziej moje pójście na msze. i tu podam przykład, kiedyś napisałam tekst nie wiem czy to tu czy na naszej klasie ale było coś takiego że proszę Boga nigdy więcej niech nie pozwoli na to by ktoś trafił w moje serce.... i co?? i tu raptem serducho szybciej mi bije kiedy ktoś jest obok, kiedy patrzy mi w oczy to mam wrażenie że głębiej patrzeć nie można i takie dziwne uczucie ssie wtedy pojawia że ten człowiek patrząc wie już chyba wszystko.... pojawiło sie to uczucie że jest ktoś kto rano wstając z łóżka pomyśli o mnie.... i teraz czas na pytanie które mnie chyba w życiu prześladuje.... czy sie nie przejade.... spróbować warto, w końcu co mnie nie zabije...... dziwne uczucie, kiedy człowiek cieszy sie że wreszcie mu sie układa chociaż coś a jednocześnie sie boi bo uczucia bolą bardziej niż najgorsze dostanie w plape.... i teraz wiem że nie wyjade już.... może zrobie błąd, może strace szanse ale czy warto dla kasy być może stracić kogoś? hmmm..... czy to będzie głupie jak napisze że teraz częsciej sie uśmiecham?? :)