photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 8 STYCZNIA 2014

Dzień 4

6.01.2014

Nasz ostatni dzień w Warszawie. Nie wiem co o tym dniu myśleć, pamiętam tylko Mc i dworzec. Właśnie dworzec i odjeżdzający pociąg. Było mi ciężko, bardzo ciężko. Tak bardzo chciałam być zawsze z nim. Wiele łez się polało z moich oczu nie mogłam się ogarnąć, nawet w tym momencie jak sobie przypomnę to mam ochotę dosłownie ryczeć z resztą już mi się kręci łezka w oku. Ludzie z wagonu nie wiedzieli co się dzieje, ale po chwili chyba się domyślili. Była to chyba najdłuższa droga powrotna zapatrzona w szybę z milionami myślami o nocach z NIM o pocałunach. Każda chwila z nim była bardzo wyjątkowa. Wszystkie wspomnienia są bardzo i bardzo cenne. Za nic w świece nikomu i NIKOMU Go nie oddam! Za bardzo kocham i czasem myślę, że aż nie zasługuję. 

/P
Ostatni dzien... z tego magicznego weekendu... przedluzonego w sposob nie normalny... ale jednak wiadomo bylo ze kolejny dzien juz bedzie osobno... trzeba bylo sie zebrac na dworzec... jako ze nie moglem pozwolic by byla glodna po samym sniadaniu i jechala tak przez kilka godzin... to trzeba bylo nakarmic... akurat MC byl tam wiec bylo smacznie i nie zdrowo... ale przynajmniej wiedzialem ze jak zje tyle to nie bedzie glodowac za szybko... potem kupno biletu... z kazda minuta blizej pociagu napiecie wzrastalo i wiadomo bylo ze za kilka chwil trzeba bedzie sie rozstac... jej pociag byl wczesniej... stalismy na peronie patrzac na siebie i juz za soba teskniac.... pociag nadjechal... rzeka lez poplynela po jej twarzy... ja staralem sie nie pokazac lez... staralem sie... jeszcze chwila rozmowy przez szybe... pociag ruszyl... serce zgniecione... glowa zamyslona... i schowana by nikt nie widzial tych kilku lez ktorych sie nie dalo powstrzymac... mimo ze wiedzialem ze to dopiero poczatek to i tak smutek byl spory... po takim magicznym weekendzie... poprostu tak musialo byc.... siadlem na pierwszej lepszej lawce... odrazu sms... odrazu kontakt.... bez tego by sie nie dalo... przesiedzialem na lawce 40 min... az stwierdzilem ze moze chociaz zorietnowal bym sie gdzie moj peron jest.... na szczescie w tym samym miejscu wiec czekalem... zimno bylo... ale telefon ciagle w ruchu... sms tam i spowrotem... ciagly kontakty niczym lapanie i przekazywanie sobie tlenu nawzajem... pociag nadjechal... zajalem miejsce... pojechalem... myslami nadal przy niej... smsy szly nadal... fizyczne zmeczenie dawalo o sobie znac lecz glowa nie pozwolila zasnac... mysli smsy mysli smsy.... dluga podroz... ale wiedzialem ze jak wysiade na przesiadke to odrazu zadzwonie... tak sie stalo... dluga rozmowa telefoniczna... potem kolejny pociag... tym razem krotka podroz... ale jak dotarlem to odrazu telefon... powrot do domu... kolejny telefon... czas wrocic do normalnego zycia i oderwac sie od tej bajki... ale nigdy juz nic nie bedzie takie samo... bo bedzie ONA...

PS. Mym celem bylo by to byl jej najpiekniejszy weekend w zyciu... byl tez i moj... dzieki niej...

/M