Gdzie jest raj? Na górze? Patrzę w chmury i nic wielkiego nie widzę. Poza tym co to za raj, w którym nawet obłoki nie mogą płynąć gdzie chcą, tylko są porywane przez wiatr.. Jeszcze wyżej? Między gwiazdami? Przecież ludzie byli już na księżycu, latali między ciałami niebieskimi i nikt nie widział tam raju. Więc może niepotrzebnie staję na palcach i desperacko wyciągam ręce ku górze? Może nie tam jest raj? Może raj jest tu, na ziemi? Tylko gdzie. Ludzie zbadali już niemal całą Ziemię. I nic. Nie znaleźli raju na najwyższych szczytach świata, w morskich głębinach, głęboko pod ziemią. Nie było go także w piwnicy u mojego sąsiada ani w żadnym kraju. Więc jak mam chcieć być w raju? Skąd ten raj? Kto go widział, że o nim opowiada i robi nadzieję innym? Jak mam chcieć czegoś, czego nikt nie widział? Jak mogę w ogóle chcieć tam być, skoro nie wiem co to za miejce. Bo jak mam uwierzyć w raj, który dla jednych jest rajem, a dla innch nie. Jeżeli jakikolwiek raj by istniał, to na pewno każdy by do niego dążył. Skoro więc go nie ma, po co się łudzimy i mamy nadzieję? Mało widzieliśmy? Mało przeżyliśmy? Jak możemy po tych wszystkich dziejach myśleć o raju. To tak, jakby mordercy dać dożywocie i mówić, że wszystko się jeszcze ułoży. Coraz częściej zaczynam dostrzegać ludzką naiwność, w którą sama jestem wplątana. Raju nie ma. Jest tylko ciąg chwil mniej lub bardziej przychylnych.