Salve. Dzisiaj tak zwyczajnie - ot, jarzębinka. Zdjęcie z początku sierpnia, zrobione podczas małej wycieczki na naszą ulubioną polanę. Wiem, zaniedbuję trochę fotoblog, ale nic na to nie poradzę. Musicie się przyzwyczaić, że moje zdjęcia i komentarze u Was pojawiać się będą niezbyt często. Bo, jakby to powiedzieć, mam "urwanie łepka". U mnie jest (prawie) wszystko okay, koty zdrowe i rajcują. Ale mam świetną nowinę! Rudzia znowu jest kotna! Lada moment przybędą nowe, słodkie, malutkie kotki. Chociaż, z drugiej strony to niedobrze, bo co za dużo kotów to niezdrowo. Jak my wytrzymamy z dziesięcioma kotami (przypuśćmy, że urodzą się cztery)?! Cóż, jakoś trzeba będzie przeżyć. Niestety, ale pierwszy raz oddamy koty. Choć zapewne i tak większość zginie... Jakoś tak smutno się zrobiło, to teraz coś ciekawszego - rozpoczęłam pełną parą szkolenie kotów i Reksia. Wiem, że późno, ale lepsze to niż wcale. Rex jak na razie opanował: siad, waruj, podaj łapę, hop! (wyskok w górę), łapa! (kładzie łapę mi na kolanie), obrót i krok w tył. Jesteśmy w trakcie utrwalania obrotu i kroku w tył, a dochodzi jeszcze "zostań" w pozycji waruj. Ciężko to idzie, bo chyba nie załapał, że trzeba wytrwać w pozycji leżącej, aż przyjdę. Ale jakoś sobie radzimy.
Drops, Miko i Psotka umieją podawać łapę, a Mikusia uczę jeszcze warowania. Coraz lepiej nam idzie!
Ale wszystko się kończy i trzeba wrócić... do szkoły. Wiadomo. Przygotowania idą dobrze, brakuje mi tylko kilku książek. Jutro lub we wtorek jedziemy z Kasią do Kruka.
No to ahoj!