Cześć, tutaj Nastalhija. Nie było mnie tutaj mnóstwo czasu, ja wiem, ja wiem. Ale nie było sił, cierpliwości, ani wolnej chwili by tutaj przesiadywać i nadal się żalić. Widziałam, że wielu z was tutaj zagląda, daje znać że jednak moje wpisy cokolwiek dają, że jednak chcecie wiedzieć co się dzieję w moim życiu ( I w mojej głowie?). Bardzo mi miło, że kiedy nawet mnie nie znacie, i w sumie, to nie powinniście czuć empatii do kogoś, kto nawet nie ma twarzy, mimo że niektórzy i tak zapewne znaleźli coś w sieci na mój temat. Chociażby moją twarz, powiązaną gdzieś tam z czymś, kiedyś. Ale mniejsza, dziękuję wam bardzo. Ale teraz, wracam, potrzebuję chyba powrotu do żywych, do tego co było, do swoich korzeni. Muszę nauczyć się kochać się na nowo, bo utraciłam siebie, w całości. Chcieliście wiedzieć co u mnie, co się zmieniło po takim czasie. A więc, co się zmieniło? 1. Skończyłam szkołę, nie zdałam matury za pierwszym razem, za drugim również, i za trzecim też. Ale co z tego? Wcale mi to nie umniejsza, kiedy wcale nie chciałam iść na studia. Dobrze jest nie mieć parcia na szkło, nie mieć ambitnych planów na życie. Wszystko w porządku, prawda? 2. Depresja nadal się mnie trzyma, ona nie wyjdzie ze mnie, prawdopodobnie nigdy, ale ciągle uczę się z nią żyć, biorę leki, i staram się walczyć z demonami w głowie, ale! Depresja to nie jedyna choroba, która teraz mi dokucza. Pamiętacie, że kiedyś ubolewałam nad swoją wagą, i nad tym że nikt mnie z tego powodu nie kocha? A, dzień dobry! Mam anoreksję. Bulimiczną. Ważę 50 kg, niedowaga, i boję się przytyć. Od jakiegoś roku cierpię, i nie mogę się opanować. Znajomi już mają tego wszystkiego powyżej uszu, a z resztą.. sami walczą ze swoim życiem, a ja nie mogę ich winić za to, że sama powoduje w sobie problemy, a oni.. nie są w stanie mi pomóc, mimo że bardzo się starali. Aczkolwiek, nigdy nie przeprosiłam się ze swoim honorem, i nigdy nie powiedziałam rodzicom, o tym co się ze mną dzieje. Oni widzą, ja wiem. Ja wiem że rodzice widzą wszystko, tylko cicho liczą na to, że sami zwrócimy się do nich, o pomoc. Może to dobry moment, by to zrobić? Tylko.. tyle lat, w jeden dzień? Tyle informacji, tyle problemów, nie wiem czy to dźwigną. Ale.. 01.12.1998, 22 lata. W końcu przestań się bać, Nastalhija! Obudź się! 3. Pracuję. Aktualnie pracuję, do końca listopada. Zarobiłam na prawo jazdy, i idę na nie, nikt mnie już nie powstrzyma. Czy się boję? Jasne że się boję! Jesteśmy pieprzonym pokoleniem ludzi, którzy boją się nawet zadzwonić do głupiego lekarza, a co dopiero zmienić coś w swoim życiu. Ale widzę, że jeśli ja nic z tym nie zrobię, to nikt nie zrobi tego za mnie. Najwyżej spowoduję kraksę, najwyżej zrobię mnóstwo pomyłek, i instruktor będzie za każdym razem się żegnał, kiedy będę wsiadać do samochodu, ale raz kozie śmierć! Tyle pomyłek ile zrobiłam w życiu, to jeszcze jedna, to żaden grzech. Każdy popełnia błędy, i Ty Nastalhija też, więc się zamknij, i w końcu żyj. Z Twoim obciążeniem genetycznym, dożyjesz może 70 lat. To tylko 50 lat życia, więc nie zmarnuj tego. Zrób prawo jazdy, pierwszy krok. Pracuj, baw się, jedz i biegaj, tańcz, mimo że nie potrafisz, śpiewaj, przecież tak pięknie śpiewasz. Rysuj, nawet jeśli będzie brzydkie. Pokochaj to, co robisz. Jesteś na prawdę niesamowita. Twoja mama nosiła Cię 9 miesięcy pod sercem, mało nie przypłaciła swoim własnym życiem tego, że Ty przyszłaś na świat. Troszczyła się o Ciebie, spędziła tyle godzin swojego życia z Tobą w szpitalu, była zawsze, kiedy popełniałaś błędy. I co.. nadal Cię kocha, prawda? Nigdy w Ciebie nie zwątpiła. Nawet kiedy było źle, i była na Ciebie zła. Płaczesz? Teraz płaczesz, prawda. Bo jest Ci żal, że to widzisz, a nadal boisz się żyć tak, jak widzisz. Twój obraz jest zamazany. Nie przez łzy.. tylko przez to co robią z Tobą Twoje demony. Pieprzyć je! Żyjesz, jesteś żywą istotą, i nikt nie może Ci powiedzieć jak masz żyć. Żyj po swojemu, nawet jeśli nie masz jeszcze pomysłu na swoje życie. Może trzeba pokochać to, co się ma? Zanim się to straci. Bezpowrotnie. 4. Życie miłosne. Może powiedzmy sobie o tym wprost, bo zapewne to również was nurtuje. Co się stało z tą wiecznie niekochaną, zakochaną dziewczyną? Posiada dziewczynę. Którą traktuje jak śmiecia, ze względu na swoje problemy. Bo chcę być sama, kiedy czuję się źle. Zauważa że ją niszczy, że psuje, że wprowadza w kompleksy, tylko dlatego że sama nie czuję się idealna. Ale kocha, kocha mnie kurwa taką jaką jestem, nawet jak ważyłam kilka kilo więcej. Nie brzydzą jej moje pryszcze, które czasem wychodzą. Ma gdzieś moje chore zęby, z którymi wiecznie walczę. Kocha bawić się moimi włosami, i testować ze mną nowe rzeczy. Nienawidzi za to mojej przyjaciółki. W której.. byłam zakochana do szaleństwa, odkąd tylko ją poznałam. Rozumiem to. Z przyjaciółką zbliżyłyśmy się do siebie, i popełniłam kolejny błąd. Nie po raz pierwszy, jak wszyscy wiecie. Ale.. chyba zaczynam widzieć, że to zbliżenie.. to zbliżenie nie było dobrym pomysłem. Było fajnie, marzenie pocałowania jej spełnione.. Ale co z tego, kiedy nadal jestem cholernie nieszczęśliwa, bo po za pocałunkiem, nie pozostało mi nic, po za gorszą nienawiścią do siebie. Bo dlaczego ona mnie nie kocha? Dlaczego? Kochana.. z tego samego powodu, z którego nie kochała kiedyś. Nie jesteś w jej typie, no matter what. Zwróciła na Ciebie uwagę, no i co z tego? To nic nie zmienia, a Ty się niszczysz. Niszczy Cię miłość do niej, bo się zabijasz, katując się dietami, zabiegami piękności, by pokochała. A ona nienawidzi Cię jeszcze bardziej, kiedy to robisz. A dziewczyna? Cicho płacze, i patrzy, jak robię z siebie błazna, kochając bezgranicznie. Teraz zauważasz, że chcesz by przyjechała, mimo że "wirus" zabrania, jak to w 2020, wszyscy wiedzą. Chciałam sylwestra ze znajomymi, po raz pierwszy. Ale.. w tym roku nie chcę, bo chcę być w domu, pić wino, jeść, i na prawdę pieprzyć moje disordery, które mnie zabijają, tylko dlatego, że chciałam się przypodobać innym. Ale po co, kiedy to nic mi nie daje? Więc tak. Zróbmy tak, obiecajmy coś sobie. Ja poukładam sobie życie, wy to przeczytacie, i dacie mi znać jak tam u was, jeśli miewacie również takie problemy. Mogę wam podać namiary do siebie, możemy się poznać, zaprzyjaźnić. Pora w końcu żyć. Normalnie. Na koniec, mam małe pytanie. Czy myślicie, że powinnam starać się zostać prawdziwą blogerką z krwi i kości? Czy pozostać nadal w ukryciu, i marnować swój pisarski talent, z powodu strachu, że coś się nie uda (po raz kolejny w życiu, więc czemu by się tym przejmować?). To tyle na dzisiaj, dziękuję wam jeszcze raz, że jesteście. Trzymajcie się, nie chorujcie, i walczcie! Walczymy! Razem.