Tym przyjemnym cytatem zacznę dzisiejsze przemyślenia:
"Oto zgłębiłem już sekrety,
Ach, filozofii, prawa, medycyny
I teologii też, niestety.
Żmudnem poświęcił snu godziny.
Lecz chociaż tyle się trudziłem,
To głupi jestem, tak, jak byłem!"
Wątek stary jak świat. Obok "Fausta" Goethego lekką ręką mogę dorzucić Księgę Koheleta czy opowiadania Lovecrafta. Albo Pratchetta i "Czarodzicielstwo":
"Trzeźwość można porównać do kąpieli w wacie. Knurdność zdziera wszelkie iluzje, rozwiewa całą uspokajającą różową mgiełkę, w jakiej ludzie normalnie spędzają cale życie. I pozwala im po raz pierwszy widzieć i myśleć z absolutną klarownością. Potem, kiedy już trochę powrzeszczą, dobrze pilnują, żeby nigdy więcej nie sknurdnieć."
To nie jest po prostu chwytliwy wątek literacki. Pojawia się tak często we wszystkich epokach, bo jest wyrazem uniwersalnej refleksji na temat życia: lepiej jest żyć w niewiedzy lub nawet wierzyć w kłamstwo, bo za dużo prawdy prowadzi do smutku, a w końcu do obłędu. Cholernie negatywna opinia, jeśli mnie spytacie - oznaczałoby to, że świat jest w gruncie rzeczy zły, a ci szczęśliwi żyją płynąc przez to szambo w bąbelku utkanym z własnej, świadomej lub nieświadomej, ignorancji.
Funkcjonuję sobie, nie myśląc o tych faktach, które mogłyby mnie wytrącić z pionu. Odkładam na kiedy indziej obiektywną refleksję, jak wspomniany już kiedyś rycerz-hulaka. A w dniach takich, jakie mam ostatnio, ten obiektywizm, te myśli i te pytania nawiedzają i dręczą. Mówi się wtedy: masz doła, to się każdemu zdarza, to minie; potrzebujesz urlopu, chodź z nami na piwo, nie myśl o tym.
Wiesz, co to jest?
Środki doraźne.
"Gdyby zaś jakimś nieszczęśliwym trafem zdarzyło się coś niemiłego, to cóż, wtedy pozostaje zawsze soma; ona uwalnia od przykrych faktów. Soma ukoi gniew, pogodzi z wrogami, doda cierpliwości i wytrwałości. Dawniej można to było osiągnąć tylko wielkim wysiłkiem po latach trudnych ćwiczeń woli. Dziś połyka się dwie lub trzy półgramowe tabletki i załatwione. Dziś każdy obdarzony jest cnotami. Co najmniej połowę swej moralności nosi w fiolce. Chrześcijaństwo bez łez, oto czym jest soma."*
Środkiem doraźnym może być wszystko, co odciąga cię od refleksji nad sobą. Często spotykane jest przebywanie w towarzystwie, mało angażujące i nic nie wnoszące rozmowy, głupie żarty. Różnego rodzaju imprezy i inne zabijacze czasu. Sex, drugs and rock'n'roll. Praca, hobby, nawet religia i miłość. Fromm to trafnie ujął w "Sztuce miłości": "Dzisiejszy człowiek uważa, że traci coś - czas - kiedy nie działa dość szybko; a jednak nie wie potem, co zrobić z czasem, który zyskał - może go tylko zabić". Znamienne jest, że osoby świadome swojej rychłej śmierci - np. w szpitalu onkologicznym - jak jeden mąż zadają sobie te pytania i szukają na nie odpowiedzi.
Ostatecznie i tak powrócą, jak ukrywana choroba, zamalowany grzyb na ścianie. Można je zagłuszyć albo przyjąć i odpowiedzieć.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
Racja. Najtrudniej. Ale trzeba. Po pierwsze, nauczyć się wsłuchiwać w siebie. Nauczyć się absolutnej szczerości, zdjąć wszystkie maski. I nie traktować objawienia się tych pytań jako przekleństwa, ale błogosławieństwa. Chrześcijaństwo nie obędzie się bez łez.
NUTA NA DZIŚ : Tides from Nebula - Tragedy of Joseph Merrick
____________
*Aldous Huxley, "Nowy Wspaniały Świat". Lektura obowiązkowa, podobnie jak Fromm. Pratchetta i Lovecrafta polecam - lekkie i przyjemne. Co do Koheleta i Fausta się nie wypowiadam, bo jeszcze nie czytałem w całości.
PS. Niech ktoś spróbuje mi powiedzieć, po wsłuchaniu się w te podstawowe pytania, że filozofia jest nieżyciowa...