Jest poniedziałek, początek jednego z najtrudniejszych tygodni w moim krótkim szarym życiu. Tak, bo o to najbliższe cztery dni spędzę nad książkami.
Kiedy przychodzi co do czego, ucze się z jakąś godzinę umysł splajtuje i zastąpiony zostaje przez M ó z g o j a d a:
- P u k , p u k.
- K t o t a m ?
- M ó z g o j a d.
- C o r o b i s z ?
- G ł o d u j ę...
Tak się przedstawia historia, jeśli chodzi o rzekomy felerny umysł. Inna sfera też zostaje nieco zapomniana, przynajmniej w moim przypadku, zawsze. Kondycja szybko spadła poniżej średniej rocznej. Sofa przecież nie zrobi za mnie porannych przysiadów, pompek ani tym bardziej brzuszków. Z lekcji WFu nie wyniosłam zbyt wiele sił na codzienną gimnastykę, ot, zdarza się.
Leń leniem pozostanie. Czyż to nie pocieszające? :)))/ na zdjęciu ja & New Yorker'owy Krzyś :D