Zawsze byłam przekonana, że nie będę się maltretować, a ja chcę chyba sama siebie doprowadzić do ruiny - PSYCHICZNEJ. Chcę się postawić nad przepaścią, z zawiązanymi oczami. Nie mogę tak dłużej, więc dlaczego to ciągnę? Dlaczego rzeczy nieważne stają się dla mnie priorytetem? Czy nie umiem wybierać? Najchętniej objęłabym wszystkie te sprawy jednym, silnym ramieniem. Niestety mam tylko dwie słabe ręce. Które nie są w stanie udźwignąć tego ciężaru, jaki sama sobie wkładam na barki.
Przeceniam siebie, swoje psychiczne możliwości,czasami jedyne co mi się marzy to sen.
Moje myśli zaczynają sprowadzać się do jednego. Umysł buntuje się i naprowadza je na inne, przyjemniejsze tory. (i chwała mu za to) Dziwię się, że jeszcze mi się nie dymi z uszu...
jednak pomimo, że w głowie mam jeden wielki burdel.. nadal uśmiecham się do ludzi .