Wczoraj byłem... Właściwie miałem być, w Głogowie na zajęciach.
Się rano bardzo spieszyłem, wkurzałem na psa żeby szybko wracał do domu z sikania bo zaraz sie na autobus spóźnię...
Poszedłem na autobus, pojechałem do szkoły...
Podchodzę do drzwi wejściowych mojej budy, ciągne za klamkę...
Uf!
Uoj!
ZAMKNIĘTE!
Spojrzałem na smsa od Magdy K-L, i patrzę...
Bartek! Ty debilu! Nie przeczytałeś do końca smsa i nie wiedziałeś że następne zajęcia nie są 6-go tylko 13-go!!!!
No to cisnę na dworzec. Zobaczyć czy jest autobus.
Był. Odjechał mi przed samym nosem.
Następny był za dwie godziny.
Miałem jechać po tych zajęciach do Chudziny.
Nie ma rady, dzwonię do niej i się pytam czy nie ma kogoś niej co by mógł po mnie pojechać bo jestem uziemiony w Głogowie.
W oczekiwaniu na Anitę (która potem okazała się być niezbyt zadowolona z obrotu sprawy) kupiłem sobie dwie kajzerki i pastellę jajeczną. Wrąbałem na oczach chyba 10-tki ludzi oczekujących na autobus.
Przyjechała Chuda z Anitą i mnie zabrali do Grębocyc.
Siedzieliśmy i gadaliśmy. O wszystkim. I się szarpaliśmy i tarzaliśmy jak jakieś szczeniaki
I Georga Carlina oglądaliśmy
PRZESTAŃ SZCZAĆ!
TERAZ BĘDZEMY KICHAĆ!!!
Czyli skecz "Podobieństwa"
I w ogóle było fajno
I się kłócilismy czy mogę do domu na piechtę czy nie.
Nie mogłem.
Co ty się tak o mnie martwisz?
Trzeba było mi baseballa dać tego co stoi u ciebie w pokoju. Bym mógł się obronić.
A żadne auto w poślizgu nie wygra z moją twardą dupą
Dzięki za tą sobotę :)
Teraz czas naprawiać afto, bo się popsiuło... :(
Huzzah!