Wychodzę czasem w środku nocy, kiedy już nikt nie słyszy moich kroków
kiedy odgłos zamykanych drzwi nie zwróci niczyjej uwagi
nikomu o tym wcześniej nie mówiłem, wiesz ?
Napiszę to teraz
Pod rękę z butelką idę wolnym krokiem przed siebie
Monciak, molo...tak, teraz wylądowałem w Sopocie
Może kiedyś znajdę swoje miejsce
Nie spieszę się, no bo i dokąd...po co...
Mijam pojedyncze osoby, jest zimno więc przemykają szybko
opatulone w stertę ciuchów
Ja nie zmieniam tempa podczas tych swoich nocnych wypadów
odmierzam czas krokami
równomiernie, na tyle na ile pozwala mi butelka
zdradliwa przyjaciółka
Czasem dochodzę do końca molo i stoję tam dość długo
myślami wybiegam jeszcze dalej
wchodzę powoli na taflę wody...
a może to niebo ? Są nie do odróżnienia
Oba bezkresne, oba aż do bólu granatowe...
Stoję tak czasem kilka minut, czasem godzinę
czasem jeszcze dłużej...
Wiesz...najlepsze jest, że wcale nie jest mi zimno
Nie mam głowy żeby o tym myśleć
Mam czasem ochotę dac się temu bezkresowi pochłonąć
Zanurzyć albo tam na dole albo na górze...bez znaczenia
Stać się częścią tego bezkresu.