Polconowo. Mógłbym wyjechać z triumfalnym okrzykiem "WRÓCIŁEM!", ale biorąc pod uwagę fakt, że nikt mnie tu już nie czyta ani ja nie czuję potrzeby pisać stale daruję sobie to działanie. Pozostanę przy spokojnej i stonowanej wypowiedzi. Chwilami zabarwionej ekspresją. Ostatnio myślałem nad tym co się zmieniło. Gdzie jestem, gdzie byłem rok temu gdy wyprowadziłem się z domu i 4 lata temu gdy moje życie zaczęło wchodzić w strefę drastycznej zmiany. Gdzie sa tamci ludzie? Są nadal, ale inni, poważniejsi. Brak im tej resztki dziecięcego uroku jaki nas wtedy charakteryzował. Jesteśmy dorośli, poważni, mimo że potrafimy się bawić i wygłupiać. Wiem że stres itp. no ale... Kilka ostatnich miesięcy było dla mnie dość burzliwych. Bezustanne otrzymywanie mindfucka w bardzo ważnej dla mnie kwestii - dziwne że nie zgłupiałem do reszty. Chociaż na bank znajdzie się kilka osób które uznają, że nie da się osiągnąć poziomu niższego niż dno. W sumie nie mój problem. Sam na bank zmieniłem się w trochę bardziej bezczelnego, otwartego i cynicznego. No ale w sumie czemu nie, nawet ni to pomaga w życiu. Mam stałą, dobrze płatną pracę, dobrych znajomych na których mogę liczyć (chyba...), w zasadzie niczego mi nie brakuje. A jednak. Właśnie byłem bliski zaśnięcia w fotelu na przerwie. Polcon jak każdy konwent był destruktywny dla mojego organizmu. A jutro jeszcze koncert Scorpions i afterka w Zmierzchu. Nie wiem jak ja to przeżyję...