Tej notki właściwie powinno nie być. Nie tak dawno jeszcze można było tu przeczytać, że odwzajemnione uczucie potrafi momentalnie wyrwać z tej wszechogarniającej pustki.
I wyrywa. Działa cuda.. I choć to nie jest (jeszcze?) miłość, to czuję, jakby ciepła, delikatna dłoń złapała tą moją, pozbawioną życia i zaczęła ciągnąć ku górze.
Powoli wydobywa mnie z otchłani, wyciąga na życiodajny, stabilny ląd, malujący się tak radośnie i uroczo...
Zastanawia mnie czasem tylko, co sprawiło, że ta nieskażona złymi emocjami dłoń chce mnie ratować? Bez względu na powód - chcę się w tym zatracić. Przejść z jednej otchłani w drugą. Uciec z mentalnej próżni w sferę nasilającego się uczucia, troski, przywiązania do drugiej osoby, uśmiechu, radości.
Ale dosyć o mnie.
Tak bardzo chcę, żeby było lepiej tym, którzy naprawdę tego potrzebują. Być może teraz, gdy jest mi nieco lepiej, uda mi się skuteczniej wspierać tych, którym życie ucieka przez palce stając się jedynie wegetacją. Wiem przecież w końcu, jak to jest... Nie poddawajcie się, proszę.
Bo przecież wszystko się kiedyś kończy, nawet te złe chwile...prawda..?