Po wielu miesiącach wracam tu, niczym pies z podkulonym ogonem. Czy kiedyś odzyskam choćby cień tego, co swego czasu uszczęśliwiało? Nie umiem skutecznie uchronić się przed tymi destrukcyjnymi myślami. Są jak cholerny nałóg - i tak powracają po odstawieniu. Zaczynam wątpić w swoje istnienie, w sens tego bytu. Potrzeba mi kogoś, z kim można byłoby spędzić genialne chwile, śmiać się, droczyć, robić różne szalone rzeczy. Wbrew pozorom uwielbiam się śmiać, ale ostatnio rzadko mam ku temu okazję.
Kończę pewien etap w życiu. Potrzebuję wznoszącej siły, ale w tych czasach graniczy to z cudem.