Dobrze jest mieć cel w życiu. Każda wędrówka drogą, która ma określony koniec motywuje do tego, by iść naprzód. Udało mi się zyskać cel. Widzę koniec drogi tym wciąż półobecnym wzrokiem. I choć jest on jeszcze daleko, wiem już mniej więcej, w którym kierunku podążać. Lecz w życiu nie jest wesoło, nigdy nie było, bo równowaga w przyrodzie musi być zachowana. Na horyzoncie jak przez mgłę widzę rozwidlenie. Rozstaj dróg, którego lepiej byłoby nie widzieć, który wymaga wyboru jednej z kilkudziesięciu ścieżek. Rozstaj, który jest o wiele bardziej skomplikowany od tego, jaki niedawno udało mi się pokonać wybierając zniknięcie z życia Anioła dla dobra ogółu.
I choć Anioł nie rozumiał mojej decyzji, poradzi sobie. Anioły zawsze sobie radzą. Ale zabrał ze sobą ofiarę w postaci resztek moich rozsypanych uczuć, które nawet nie zdążyły się skrystalizować, przybrać pełną formę, niekoniecznie przeznaczoną dla Anioła.
I choć teoretycznie mogę wrócić, patrzę jedynie w niebo tak siwe, jakby utkane było z misternych pajęczyn i widzę koniec jego drogi tym wciąż półobecnym wzrokiem. Patrzę, jak odlatuje. Czy wie, w którym kierunku podążać?