Siedzę sobię.
Przeglądam facebooka.
Marnotrawię czas, póki jeszcze nie mam noża na gardle i uczyć się nie musze bardzo, tylko jak na razie trochę. Oglądam, przeglądam, czytam, lakuję, hejtuję i nagle widzę zdjęcie. Siosta mojej znajomej. I jeszcze jdna. A to brat innej, a ta to jej sąsiadka. Też Gimbus. Ja też mam gimbusa. Taki sobie tyczkowato wysoki, denerwująco chudy z fucking zajebistymi włosami, bo mi się w genach dostał talent oratorski a jemu włosy. Czarne, gęste, grube włosy.Fuck you, genetics!
W każdym razie. Nagle nawiedziła mnie wizja. Wspomnienie wyszło jak z dziennika Toma Ridla i zawładnęło mną totalnie. I rozbolało mnie w dołku. Wspomnienie dotyczyło mnie i kilku moich koleżanek.
Śmigałyśmy razem na rolkach po chodnikach, które się do tego nadawały, jeżdziłysmy po podwórkach na rowerach, bo przecież na ulicy jeszcze nam nie wolno. Wchodziłyśmy na drzewa i śmiałyśmy się ze wszystkiego naokoło. Darłyśmy sie do siebie przez pola siedzać na stogach. Huśtałyśmy się na zmianę u mojej babci, bo tylko tam były dwie hustawki. Nagrywałyśmy filmiki moją Motorolą V235, która została unicestwiona przez pralkę babci, dokładnie tej samej, u której się hustałyśmy. Pamiętam Kasztaniankę w Wólce i pierwsze przejażdżki nowymi rowerami po komunii. Pamiętam zabawy lalkami, podczas których dłużej trwało, i więcej frajdy sprawiało wymyślanie sytuacji, niż sama zabawa. Pamiętam gotowanie potraw u babci w piaskownicy. Pamiętam kiedy druga babcia robiła mi namiot z koców i zabierała mnie na rower, gdzie i kiedy tylko się dało. Pamiętam, nasze przekonanie że przecież jak mamy 11 lat to jesteśmy już nastolatkami i pora szukać męża. Pamiętam swoją wizję siebie, wg której powinnam teraz mieć już męża, gotowac dla niego obiad, by później móc wybrać się razem do kina czy na basen.
Pamiętam Gimnazjum. Pamiętam nasze "sesyjki". Wstawianie zdjęć na Naszą Klasę co tydzień lub dwa bo przecież stare są już nie aktualne. Pamiętam przesiadywanie w różnych miejscach do późnej nocy, bo to takie strasznie fajne marznąć w parku po ciemku. Pamiętam pierwsze póby makijażu i Panią Dyrektor nawracającą nas ze złej drogi bo kredka do oczu to ZUO wcielone. Pamiętam poszukiwanie własnego stylu. Nie pamiętam za to momentu, w którym wybrałam obcasy zamiast bluz... Pamiętam to wszystko, może nie tak doskonale jak bym chciała ale pamiętam. Pamiętam swój okres dojrzewania. Do niego właśnie zmierzam.
Nie chcę rozprawiać o SelfieGeneration. Nie będę. Nie o to mi chodzi. Nie chcę mówić jak chujowa jest młodzież. Bo nie jest. Nie chcę mówić, że Gimbusiary zachowują i prowadzą się źle. Nie o tym myślę. Nie będę komentować tego jak odnoszą się do swoich rodziców i jak o nich mówią. Oni nie wiedzą. Oni się buntują i takie ich prawo. Każdy szuka sobie własnej drogi. Nie będę mówić o tym jacy powinni być, a jacy są. Nie.
Dziś jestem totalnie absolutnie egocentryczna. Dziś myślę o tym co stało sie ze mną. Od namiotu z koców do dziś przeszłam długą drogę. W między czasie byłam chuda, gruba, znów chuda i gruba... i tak w koło. Byłam blonynką, szatynką brunetką a nawet czerwonogłową. Pamietam pierwsze randki, rozmowy z koleżankami o chłopakach i piewszych pocałunkach z nimi.I przeszkadzające nam rodzeństwo. I gdy zobaczyłam to zdjęcie uświadomiłam sobie, że te "wkurzające gówniary", są teraz tylko trochę stasze, niż my byłyśmy wtedy.
Pomyślałam sobie od razu o tym jak kupowałam pierwszy raz piwo, jak zaczęłam śmigać Lką, jak bawiłam się na swojej 18 a później na studniówce. Pamietam kłótnie z mamą i wojny z tatą, jak hejtowałam Gimba. Jak stawałm się coraz bardziej nie-głupia, by w końcu docenić, ile im zawdzięczam. Mam w głowie to jak się upałam, że musze przeżyć swoje życie JUŻ, bo za kilka lat, to już starcza demencja. I dotarło do mnie, gdy patrzyłam na to zdjecie, że ten przereklamowany, zniesławiony i trudny okres dojrzewania mam juz za sobą. Przeżyłam go. Wszystko co sie wnim działo- od złamanego paznokcia, do złamanego seca- sprawiło, że jestem jaka jestem. Nie zniszczyło mnie, a powoli, przez systematyzne popełnianie błędów, naprawianie ich, przezywanie, rozpamiętywanie, zapominanie i popełnia nie ich znów, sprawiło, że dziś jestem tą dziewczyną, co ma dziwne włosy i tak dużo mówi. Każda minuta, każdy dzień wszystko zbliżało mnie do dzisiejszej mnie.
Już mam 20 lat. Nie jestem stara. wiadomo, że nie. Ale nie jestem nastolatką. I nie mam na myśli tego, że mój wiek nie kończy się na "naście", ani nie mam na mysli, że pora przestać się bawić, założyć za duży swetr, szare spodnie i zasiąść z kawą przy "Na dobre i na złe".
Myślę o tym, kiedy stałam się na tyle dojrzała/dorosła/głupia(niepotrzebne skreslić), że upicie sie do nieprzytomności to nie "ale się świetnie bawię" tylko "ku*wa przegapiłam dobry balet".
Kiedy stałam się na tyle dojrzała/dorosła/głupia by nie przejmowac się w ogóle co czują i myślą inni, bo przecież żyć z kimś trzeba no nie? Ok, nie bedę się ubierała tylko na czarno, czy tylko na różowo bo oni chcą, ale nie będę też miała "wszystkiego w dupie" czy też "wyjebane na nich".
Kiedy stałam sie tak dojrzała/dorosła/głupia że zoriętowałam się, że nie podbije świata siedząc cicho i zaczęłam głośno i dużo mówić.
Kiedy stałam się na tyle dojrzała/dorosła/głupia żeby wiedzieć, że wiele już za mną, a jeszcze więcej przede mną.
Inni zdjęcia: Ja coooooooneZ przyjaciółką coooooooneNad morzem cooooooone;* cooooooone;) coooooooneJa cooooooone661. naginiiiNa tle jeziora coooooooneJa coooooooneMoja 18 cooooooone