Ciężko opisać tragedię jaka wydarzyła się wczoraj. Ta tragedia to strata nie tylko Prezydenta, jego żony i współpracowników, załogi, ale przed wszystkim cierpienie rodzin, którego nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Wierzę,że te spontaniczne reakcje Polaków są prawdziwe. Nigdy nie przypuszczałabym,że przeżyję śmierć prezydenta, o często tak odmiennych niż moje poglądach. Teraz to nie ma żadnego znaczenia.
Takie wydarzenia zawsze skłaniają mnie do refleksji - gdzie jest Bóg? A raczej utwierdzają w przekonaniu,że jeśli nawet istnieje, to bywa okrutny... Być może cierpienie uszlachetnia i "niezbadane są wyroki boskie", ale jak wytłumaczyć to osobie która już nigdy nie spotka swojej ukochanej osoby? Kościół straszy nas piekłem, uważam,że dla ofiar i ich rodzin to piekło jest tu- na Ziemi. Jak wytłumaczyć dzieciom,które już nigdy nie zobaczą swojego ojca czy matki,że Bóg miał w tym swój ukryty cel? Z pewnością nikt z żyjących nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Jedyne co mogę jeszcze dodać : życzę rodzinom zmarłych dużo siły aby poradzili sobie z tym ogromnym cierpieniem, a wszystkim, którzy zginęli w tej katastrofie - wiecznego spokoju.