Poniedziałek spędziliśmy u mnie.
Przyjechali około 10, może 11. Najpierw trochę planszówek, potem sesja Kleri (Dotycząca ośrodka badowaczego. Swoją drogą, fenomenalna i jedna z najciekawszych, w których uczestniczyłam).
Pizza. Z Marino.
Wegańska dla mnie, z serem dla nich.
Jak zawsze.
Potem dotarł w końcu CzP i mogliśmy zacząc sesję Szwagra.
Była spoko, choc trochę mało rozbudowana.
W miedzyczasie pogadałam z Wandą. Szkoda, że wyjechała na ferie do Czech, bo z nią RPGi byłyby jeszcze cudowniejsze.
Oho.
We wtorek pojechaliśmy do CzP.
Ma mieszkanie koło parku Wilsona, więc otoczenie starych, klimatycznych kamienic sprawia, że od momentu wkroczenia na jego dzielnicę już czuc niepowtarzalny klimat.
Ma cudownego kota, Lunę.
Musiałam wrócic wcześniej, więc popchana instrukcjami Kefira próbowałam jakoś doczłapac na Główny.
Nie ukrywam, dawno się tak nie stresowałam.
Masakra.
Na szczęście Poznań to duże miasto, a przechodnie sa życzliwi.
Na szczęście.