zachowuje sie jak dzieciak i nadal nie potrafie podjac zadnej decyzji. mimo ze czegos chce nie potrafie o to walczyc. bo czekam az to samo do mnie przeyjdzie, az wszystko dookola samo ulozy sie tak, ze bedzie dokladnie tak jak ja chce. nie umiem sama tego tak ulozyc. niestety.
a juz wiem, ze wszystko jest inaczej. czuje sie lepiej bo nie ma konfliktu, bo on sie stara, ale wewnetrzenie jestem zbuntowana. bo juz sie nie przejmuje tym, ze bedzie mu przeszkadzal kolejny tatuaz, nie mam wyrzutow sumienia, ze go oklamuje i jest mi obojetne czy bedziemy spedzac razem czas. i nie chce go. on to widzi i probuje udawac ze wszystko jest ok, ze jeszcze chwila i wszystko bedzie jak dawniej. a bedzie? jestem za bardzo podobna do mojego ojca. nienawidze tego.
chce zeby bylo lato, lato jest beztroskie. chce wygrac troche kasy albo nie, wezme kredyt. na 5000zl. splace dlugi i zrobie sobie pare tatuazy. i tyle. bedzie bosssko.
(ciekawe ile, skoro gosciu w Szery oznajmil mi ze dokonczenie tego, ktory juz mam, bedzie mnie kosztowalo ok 1000zl xD)
z zewnatrz wszystko jest ok. jestem tylko troche drazliwa.
wewnetrznie jest... zle. bardzo zle.
czekam.. :(
jestem egoistka, zawsze to powtarzalam i upieralam sie, ze to wcale nie jest dobrze.
abp..