Nikt mi nie robi zdjęć bo nikt nie odnajduje we mnie inspiracji. Jedyne zdjęcia jakie mam, to te cykane w szale przez mamę rano, zaraz po przebudzeniu, kiedy jestem w pobliżu którejś z moich małoletnich sióstr. I nie, one nie nadają się do pokazania. Undercut nie wygląda dobrze przy poczochranych włosach.
***
Kto by pomyślał, że pewnego dnia nadejdzie dzień, kiedy nie będę pewna czego chcę na święta? Gier nie chcę, bo sobie ściągnę, jedyne rzeczy o których myślę, to takie z zagranicznych sklepów, którcyh przez internet nie mogę zakupić z powodu braku karty kredytowej. A jak na to patrzę co myślę - czy naprawdę tego potrzebuję? Co z tego, żeżeli będę miała jedną z tych rzeczy, skoro nie mam do czego ich dopasować? A wszystkich przecież nie dostanę.
Poza tym nadszedł kolejny rok, kiedy marzę, żeby nie było świąt. Pracuję w Wigilię, ale do 16, żałuję, że nie dłużej, mogłabym się od całego tego szału wymigać. Tatuś sobie wyjeżdza z do Krakowa z babcią, więc zostaję z mamą i z nią właśnie jadę do babci mojego ojczyma. Taak rodzinne święta, ja, moja mama i dwie siostry, które są tylko trochę moimi siostrami w domu u niezwykle sympatycznej, oczywiście, osoby, która z moją rodziną nie ma kompletnie nic wspólnego. Nie chcę.
Jedna rzecz to taka, że wcale nie czuję, że to moja rodzina. Nie tak sobie wyobrażam moje święta, przepraszam.
Najbardziej to bym chciała, żeby było tak, jak wiem, że juz nigdy nie będzie - pamiętam spotkania u mojej babci w dużym salonie, z całą rodziną w jednym miejscu. Moja tata, moja mama, dwie babcie, dwaj dziadkowie, wujkowie, siostry cioteczne, bracia cioteczni itd itp - wszyscy na raz. Nierealne w przyszłości. Moim dzieciom przyszłym też współczuję - moi rodzice rozwiedzeni, tatusia też, więc będzie objazdówka.
Już kombinuję, żeby dostać zaświadczenie, że pracuję w wigilię do 23. Jakby było przecudownie. Nie mam potrzeby świątecznego przebywania u obcych dla mnie ludzi, to będzie dopiero awkward.
***
duuużo uczuć. duuużo różnych uczuć każe mi myśleć. niestety o wielu rzeczach.. i nawet boję sie przyznać, bo komu. tu sobie mogę pisac co chcę, bo nikt tego już i tak nie czyta. mój chłopak nie docenia wartości mojego życia wewnętrznego. no ale cóż, nie wszyscy lubią blogi czytać więc ok.
a tak naprawdę i tak jak zaczynam mysleć o tym co czuję to spotykam się z murem. bo nie wiem. kwitnę tu. mam chłopaka, jest cacy. mało seksu mi przeszkadza. mam pracę, jest cacy. umowa tymczasowa mi przeszkadza. mam przyjaciółkę jedną z drugą, cacy. brak czasu mi przeszkadza. mam dwie siostry, jestem zadedykowana po prostu przekazywaniu wolnego czasu na opiekę nad nimi. mamusia ma nie rozumie, że zamiast sie wyprowadzić albo spędzać cały wolny czas ze znajomymi, wtedy, kiedy jestem w domu (czyt. nie u Darka) to już z nią siedzę i staram się pomóc. a potem w weekend mnie nie ma. to źle bo mnie ciągle nie ma, że cztery dni w tygodniu jestem u niego. nie pomyśli się o tym, że mogłoby mnie nie być wcale. że dwa lata temu słyszałam, że nie ma mnie ciągle i nie robie nic a mogłabym chociaż naczynia wyjąć ze zmywarki. to teraz już jak ogarnę kuchnię i zapakuję/rozpakuję zmywarkę, to mogłabym jeszcze odkurzyć, umyć podłogi i posprzątać łazienkę, powiesić pranie, wyjść z dziećmi na spacer i w ogóle remont urządzić tam. cuudownie. kiedyś dzień w dzień się spotykałam z Darkiem ale wracałam do domu. teraz w tygodniu sie z nim nie widuję tylko jadę do niego na weekend w czwartek albo piątek, reszta w domu - źle.
chciałabym się wyprowadzić, ale za pokój będę płaciła więcej niż płacę w tym momencie matce. a płaciłabym i nie miałabym ni żarcia ni prania ni nic. a ty siedzę sobie za 400zł. 3 dni w tygodniu. 3 noce właściwie. chciałabym, żeby do niej dotarło. że i tak jestem. że sie staram, ale są rzeczy dla mnie ważniejsze teraz niż sprzątanie bałaganu, którego nie zrobiłam.
jakbym się mogła przeprowadzić znowu do D. to by było cudnie. szkoda, że tam siedzi amba wypijająca alkohol, zjadająca ciastka i wciskająca śmierdzący ciekawski nochal w nieswoje sprawy. no ale jakoś bym to przegryzła. zniosła.
poza tym cały czas mam moje durne wyrzuty sumienia, że wszystko załatwiłam nie tak. że mogłam powiedzieć więcej a nie od razu się odciąć. że teraz on tam siedzi i mnie nienawidzi a to nie tak powinno wyglądać, że powinniśmy mieć dobre wspomnienia. bo przecież powinien być na to przygotowany co się stało. ale też ja powinnam to zakończyć inaczej. a nie w ten sposób, że został u mnie na noc a ja mu rano na dzień dobry, że się więcej pewnie nie zobaczymy. ale niby, że nie jestem pewna. bałam się, że go zranię. i byłam gorsza jeszcze przez to. niepewność jest gorsza... widziałam ten ból w jego oczach i obwiniałam się.
ale tak naprawdę to on jest sobie winien bo tak to sie kończy jak podwalasz się do dziewczyny, która jest zajęta, yes? niech będzie i tak... a on i tak już pewnie dawno o mnie zapomniał. good.
abp.
idę się powiesić na kablu telefonicznym.