Mniej więcej tak się czuję po dzisiejszej rozmowie telefonicznej z mamą.
Dziś oficjalny koniec sesji, a ja mam problem, bo dopiero dziś mi wydrukowali kartę egzaminacyjną. Juhu, znowu będę na szarym końcu w USOSsie, z powodzeniem mogę stwierdzić, że z moim szczęściem to pewnie nawet na obowiązkowe wykłady już nie będzie miejsc. A najgorsze jest to, że zmienili nam dziekana i teraz nie wiem nawet, do kogo mogę zanieść pismo (PISMO! PISMO!), by przedłużyć sesję.
Poza tym jestem chora.
I mam opóźnienie z recenzjami.
I znowu czytam durne książki (pewnie już pisałam o tej ciekawoste, ale... czy wiesz, że paranormal romance to osobny gatunek?), z których nic nie wynoszę. W dodatku durne książki nie dla kobiet, ale bardziej dla nastolatek. Kurwa, czuję się staro.
I jest pizgawica, a w domu mam nieszczelne okna. Zajekurwabiście (czy wiesz, że użyłam teraz tmezy?).
I zaczęłam oglądać pięćdziesiąty jednocześnie serial, który w dodatku za każdym razem uświadamia mi, jaka (przy założeniu, że ukończę filologię, najlepiej jako magister) będę bezużyteczna na rynku pracy. Rewekurwalacja (znowu to zrobiłam, to z tmezą), po prostu żychujcie (and again! damn it, i'm fucking awesome).