Powinno być dobrze, powinnam się uśmiechać,
a zamiast tego mam ochotę ''wyrwać serce spod żeber
i zjeść razem z nim cały mój lęk''.
Powinnam istnieć, a zamiast tego wychodzę z łóżka
minutę przed autobusem zamykam drzwi frontowe.W tym samym momencie obiecuję sobie, że jutro wyjdę wcześniej.
Że ułożę włosy, postaram się wstać wcześniej.
Nigdy nie wychodzi.
Potem na każdej lekcji mam ochotę wyskoczyć przez okno,
tak kusząco otwarte zostało, w sam raz dla mnie.
Potem papieros, wychodzę z tamtych okolic,
wracam do domu.
Gram w coś, jem, idę spać.
Mój dzień. Każdy dzień. Zmęczona, znużona, zażenowana.
Choroba o nazwie ZZZ mnie ściga i jestem tak wyjątkowo
zmęczona, znużona i zażenowana.
Świat pozbawiony miłości nie jest światem, potrzebuję się zakochać,
dopowiedziałabym, że zdrowo,
ale... *śmiech* czy to u mnie możliwe w ogóle?
Moje relacje pękają, ale w porządku. Podoba mi się to.
Jest w porządku.
W porządku.
Zaraz zwymiotuję od tych kłamstw, nic nie jest dobrze.