Oda do...
Kiedy to prozą woła mnie ulica
Aktem pierwszym w głównej scenie brzemię ciężkie jak kotwica.
Z góry post leci wprost na skrzypiące stare schody
Wycierając chodnik butem liczę czarne samochody.
Zawsze w takich chwilach zbiera mi się na nudności
Gdy w słuchawce słychać tylko sygnał zajętości
Jak powróci to zakłóci chaos wraca na tabloidy,
Błyskające fleszem nowoczesne polaroidy
Pstrykające fotki słupy wytyczają moje szlaki
Zatopione w ciemność oczy wytrzeszczone jak cudaki
Wyniszczony natręctwami zamęt z rytmu mnie wybija
Sfatygowany winyl, który trzyma moja szyja.
Kontrolować podświadomość nie każdy potrafi
Przypadki znane już w historii kinematografii.
To pojawia się i znika jak rozpędzony królik
W mojej głowie zima więc urządźmy sobie kulig.
Czuję się jak w filmie i otacza mnie świat nowy
Mózg strzela myślami jak karabin maszynowy.
Jestem korektorem więc nanoszę poprawki
Nie igraj z losami życia bo to nie zabawki.
A ja nawet na chwilę nie rozstaję się z joystickiem
Tak łatwo skończyć grę wbrew pozorom łatwym trickiem.
...::Wstrząsy tektoniczne::...
Przejdziemy to Razem...bez względu na wszystko...
My:*