Folkowo

Najnowsza radoszka - redesign wstrętnej, bordowej i odprapanej lampy z pokoju M.

Na początku wiedziałam tylko jedno - będzie biała, bo jej fabryczna barwa doprowadzała mnie do rozpaczy, s obsesja na ten kolor nadal nie minęła.

Pamiętam takie lampy walającae się po szkolnym strychu mojej podstawówki. Dzisiaj bardzo podobny model dostrzegłam przykręcony do warsztatu Tatinka. Wcześniej nie zwracałam na nią żadnej uwagi, po tej przemianie mam ochotę ją przywłaszczyć...

Pracę zaczęłam jak zawsze - od usunięcia zabrudzeń, które tutaj stanowiły naklejki z serii "Gdzie jest Wally?". Po ich zdrapaniu przeszłam do matowienia powierzchni. Do tego użyłam bardzo drobnego papieru ściernego, który pozostał mi jeszcze po szlifowaniu stelaża fotela. Później całość przeczyściłam rozpuszczalnikiem i zabrałam się do malowania. Tutaj też niezbędnym pomocnikiem okazał się mój malutki wałek z Dextera. Końce srebrnej rury zabezpieczyłam przed zabrudzeniem taśmą. W trudno dostępnych miejscach używałam pędzla, który rozprowadzał grubszą ilość farby. Dzięki temu malowanie tych elementów szło szybciej, niż wałkiem. Po nałożeniu ok. 4 warstw całość odłożyłam do całkowitego przeschnięcia. Trwało to kilka godzin. Po cierpliwym odczekaniu zajęłam się przyklejaniem wzoru wyciętego z serwetek Maki. Na początku chciałam przykleić cały motyw - kwiatowy ornament i kogutki na kloszu lampy, jednak po pierwszej przymiarce zrezygnowałam z tego planu. Nie chciałam, żeby lampa była przesadzona. Postanowiłam jednak ożywić trochę podstawę. Wyszło tak jak na załączonych fotografiach.

Moja zajawka łowickimi motywami znalazła ujście. Lampa podoba mi się tak bardzo, że zdecydowałam nie oddawać jej M. On jakoś to przeżyje, a patrząc na bieg zdarzeń - ten dodatek też kiedyś znajdzie się w naszym wspólnym domu.

Niestety nie mam zdjęcia, na którym lampa ukazuje całą swoją pierwotną brzydotę. A szkoda, bo zestawienie oryginału z redesignem rzuca jeszcze lepsze światło na efekt końcowy.