Dużo miłości w moim życiu. Dzisiaj nowa - fotelova.
Olkuski fotel przywieziony od Babci M.
Produkcja: Radom, zamierzchły PRL.
Pierwotne przeznaczenie: fotel na ubrania stojący na strychu/eksmisja na działkę.
Przeznaczenie po przemianie: salon/goście/bankiety/ogólny splendor.
Już od dawna śledziłam zawrotną przemianę kierunku, w jakim zmierzały fotele z czasów PRL. Większość tych ślicznych brzydactw kończyła tak jak moje własne - z siekierą w plecach (oparciu), a w konsekwencji w piecach. Do czasu. Moi ulubieńcy: fotel klubowy i fotel projektu Chierowskiego, zaczęły wracać na salony po redesignie. Jaka była moja radość, a jeszcze większa na własnego Chierowskiego ochota!, kiedy oglądałam wszystkie możliwe tutoriale DIY. No i dorosłam, choć nie całkiem, o czym niżej, do własnego fotela do przeróbki.
Wypatrzony na strychu u Babci M., dzięki jego urokowi osobistemu szybko został zapakowany do samochodu i trafił do BSK. Co prawda nie jest to Chierowski, ale jednak coś w sobie ma. I tak zaczęłam jego odnowę. Najpierw kupiłam materiały, w wyborze których dzielnie pomagał M. Jak na pierwsze tego typu zakupy nabyłam zawrotne ilości papieru ściernego, którego gramaturę podpowiedział Tatko. Później już tylko odpowiednią farbę akrylową i wałeczek do malowania (pędzle się nie umywają do jakości wałka!). Gąbki tapicerskiej, która jeszcze do niedawna była dostępna w sklepie budowlanym na C. na metry, nigdzie nie mogłam dostać. Pozostało allegro. I bomba - każda grubość, sprężystość, tylko może ceny niezbyt przystępne. Cóż - fotel za darmochę, można się szarpnąć. Zwłaszcza, że fotel obiecałam w świątecznym prezencie do naszego przyszłego, wspólnego(!) salonu.
Na allegro dobrałam jeszcze materiał tapicerski. Po zrobieniu zagłówka do łóżka miałam już sprawdzonego dostawcę. Dokonałam wyboru koloru, który podyktowany został ostatnim remontem przeprowadzonym w domku pod lasem. Nie chciałam decydować się też na jeden kolor - bałam się, że z fotela wylezie wtedy prlowska natura dążąca do ujednolicania wszystkiego. Połączyłam ciemną limonkę z zimną szarością. Efektu, jaki uzyskałam na końcu sama się nie spodziewałam.
Mając już najważniejszy materiał, czyli papier ścierny (oj, kiedyś będę miała szlifiereczkę jak z bajki! i wtedy poszaleję!), przystąpiłam do ścierania pozostałych warstw lakieru, bo wiele z nich zostało zdrapanych przez używanie mebla. Zajęło mi to, wraz ze szlifowaniem, około 5 godzin. Ze względu na to, że chciałam jak najszybciej zacząć malowanie, zdecydowałam się też na czyszczenie w pokoju. Pyłu nie było aż tyle, ale polecam robić to w miejscu, w którym za chwilę nie kładziemy się spać.
Malowanie przebiegało falowo - ze względu na brak czasu (ograniczony godzinami pracy), no i uwagi producenta farby, na którą się zdecydowałam - pierwsza warstwa wysychała całkowicie do 6h od nałożenia. Warstw nałożyłam trzy, ze względu na upierdliwość własnego charateru nie znoszącego fuszery.
Tapicerowanie było najbardziej pracochłonne. Po zdjęciu starej tapicerki okazało się to, że moje przypuszczenia względem gąbki spełniły się w stu procentach - cała sparciała i sypiąca się masa nie nadawała się nigdzie indziej jak do kosza. Pasy utrzymujące ją były w stanie idealnym, prócz małego poluzowania, które poprawiliśmy z M., nie trzeba było z nimi nic robić. Przy całej operacji otwierania fotelowego pacjenta, towarzyszył nam odkurzacz.Stelaż wykonany z drewna bukowego pięknie się zachował, nie było żadnych śladów drewnojadów, co niezmiernie mnie ucieszyło.
Nową gąbkę, po docięciu, opatuliłam szczelnie w koperty z watoliny, które zaszyłam. W szyciu przodowała oczywiście Matuszka. Ze starego wykończenia wzięłyśmy miarę, odrysowałyśmy formy i pozostało zrobioną całość nałożyć na fotel, potem tylko tackerem do drewnianego stelaża i voila!
Oto moje pierwsze FOTELove!
Mam tylko nadzieję, że Babcia M. podzieli mój entuzjazm, bo w Olkuszu został jeszcze brat bliźniak tego małego cudeńka...
fotelova K.
18 PAŹDZIERNIKA 2016
12 LISTOPADA 2015
8 LISTOPADA 2015
12 WRZEŚNIA 2015
21 GRUDNIA 2014
6 GRUDNIA 2014
18 LIPCA 2014
12 MAJA 2014
Wszystkie wpisy