Komputer własny wyzionął ducha. Serio. Gram, gram, gram, zacięło się. I nic. Wyłączyło się. Włączam, a to odmawia wszelakiej współpracy. KURRRRYWA!
To by się nie stało, gdyby tata zadzwonił o tego gościa od serwisu. Wtedy, kiedy o tym mówił. Dwa tygodnie temu. Ale nie, zachciało mu się samemu enty raz grzebać w ustawieniach, no i stało się. Do poniedziałku mam wiedźminową abstynencję, co nie jest fajne, bo w rzeczywistości potrwa pewnie do weekendu przez sprawdziany.
Lepiej być nie mogło.
Mama znowu podejrzanie kręci naszym spiskiem. Każe mi szukać hodowli, po czym mówi, że na razie nic, bo ktoś za to musi zapłacić i to nie będzie ona. Jest sposób, ale oczywiście mi nie powie, bo jest niewychowawczy. Z jej podejściem to tego kota kupię sobie w końcu po magisterce - trzeba uderzać do dziadka. Tylko kiedy!
Nadrabiamy zaległości czytelnicze. Pilipiuk i Niziurski za mną. Jestem w trakcie Prusa, ale to lektura szkolna, więc się nie liczy. "Zbrodnia i kara", "Nędznicy" i "Upiór w operze" zajmą mi czas pewnie do Wielkanocy, albo i dłużej, a Kajtek zaraził mnie Osho. Oby do wakacji.
No to niby dwa tygodnie... jak rany koguta, ależ mi głupio.
Wiosna! Słoneczko przygrzewa, ptaszki wychylają zaspane dziobki z gniazdek, resztki śniegu topnieją w oczach, a ja dochodzę do wniosku, że z Górczewskiej na Bemowo jest cholernie daleko, jeśli niesie się kilkukilową szkolną torbę.
PS. Termin ustalony - 24 kwietnia. WEEEEEEEEEEEEtylkopotemtrzadostomatologaFFFFUUUUUUUUUUU