Co miałam do powiedzenia, to narysowałam. 'Nuff said.
Nie jest dopsz. Znowu problemy ze snem, na dodatek kaszlę, drapie mnie w gardle i tchawica tak jakby boli. Ale "RED" z Bruce'm Willis'em, John'em Malkovich'em i Morgan'em Freeman'em ochteapostrofy było warte jechania do Sadyby i z powrotem.
Inna sprawa, że zabawnie będzie, jak się rozłożę na Sylwka. Nie, żebym kogoś zawiodła, nikt się do tej pory nie dopominał o łaskę mojego towarzystwa, więc wielkiego zawodu nikomu nie sprawię. Ale i tak głupio by było, tak odrobinkę.
O, atakiem kaszlu zrzuciłam z tablicy mój relikwiopodobny, wykorzystany już bilet na Despy. I pocztówkę z Kyo. Czekam na klątwę.
Tak w ogóle to niewiele mam dzisiaj do powiedzenia: tyle, że jedno pudełko Jengi - 54 klocki - to zdecydowanie za mało na różne zajebiaszcze budowle, które mam ochotę tworzyć. No i Jenga nie przewraca się tak fajnie, jak domino.
I mam zatkany nos.
Tak w ogóle powinnam się chyba pożegnać. Na razie nie wiem, czy to będzie widać, ale jeden z punktów Umowy o Kota zakłada ograniczenie kompa. HIATUS LUDZIE.