mama, mama, zimno!

 Śnieg jest WSZĘDZIE! Na ziemi, na chodnikach, ulicach, dachach, balkonie, parapetach, nawet na szybach! DO autobusu trzeba iść przez biegun północny, a przynajmniej takie mam wrażenie. AAAARGH.

 Ostatni tydzień dzieciństwa.

 Wiecie, że dzisiaj jest pierwsza rocznica wydania "Hageshisy"? Jedna piosenka, i cisza. Ja rozumiem, Kyo się załamał w wakacje, ale zaczynam nie mieć co słuchać. To niedopsz.

 NIE BĘDZIE WANECONU. Pewna głupia dupa zarzekałą się, że kupi wejściówki, po czym nagle "wiesz, Aga, tyle mam wydatków w tym grudniu...". Ok, trudno, ja kupię - a tu bach, rezerwacja się skończyła. RYYYYYYYYK.

 Cóż, przynajmniej mam weekend przed świętami na załatanie tej wielkiej dziury na ścianie. Nie wiedziałam, że tynk tak łatwo odpada. Dziwne.

 Mistrz się ściął. Niby wszystko dobrze, i w końcu jakieś nowe zdjęcia, przynajmniej znak, że żyją... tylko że wygląda jak pół dupy zza krzaka. A Gab mi obiecywała jakiś podejrzany prezent urodzinowy, do oddania w święta (cobyś nie zapomniała. Wciąż czekam na walentynkę z minionego lutego. Aha.).

 "Io ti voria contar" - niee, naprawdę, jaka skomplikowana linia altu! Straszne, jak ja to zaśpiewam? To takie trudne, i tylu interwałów się nauczę, ojej ojej! </sarkazm>

 Cholera, ja serio nie mam o czym pisać.

 Bo o czym? O mieszkaniu na siódmym piętrze, gdzie wystarczy rozszczelnić okno, i po minucie temperatura spada do kilku stopni (a mam biurko przy oknie >_<)? O braku internetu a własnym kompie od początku wakacji, co zmusza mnie do pracy na dwie stacje? O ponownym jojczeniu ojca na Ikeę? Wr wr wr.

Nowa tradycja zimowa - szkoła, do domu, gorąca kąpiel, obiad, lekcje i spatulki.