***
Mam ochotę na wyprawę do lasu na grzyby.
***
Szła pośpiesznie środkiem jezdni, oglądając się za siebie i odgarniając włosy z twarzy, które wiatr i tak przywiewał z powrotem. Zmierzchało. Ciemność z wolna otaczała świat jak sfora wilków młodą sarnę. Przez gałęzie wysokich drzew można już było dostrzec księżyc, jednak latarnie wciąż były jaśniejsze od niego, mimo pełnii. Zimny powiew sprawił, że zadrżała. Wiedziała, że powinna już dawno być w domu, a nie tu, w tej brudnej, ciemnej uliczce, ale nie zamierzała iść dłuższą drogą.
Pożałowała tej decyzji dopiero wtedy, gdy latarnia przed nią zgasła, a zaraz potem następna zamigotała, i również zgasła. Przyśpieszyła, mocniej otulając się jesiennym, cienkim płaszczem, starając się nie wyobrażać sobie, co ją może dopaść w ciemności. Po obu stronach drogi ziały ciemne, niezamieszkane rudery. Podobno mieszkały w nich same "ćpuny i bezbożniki". Tak, poczta pantoflowa starszych pań może nie jest zbyt wiarygodna, ale gdy człowiek znajduje się w takiej sytuacji, wszystko mu się przypomina. I staje przed oczami. Dlatego właśnie szła środkiem jezdni.
Niestety, ta ulica wyjątkowo się dłużyła. Jej końcem był krótki lasek, a potem już główna droga, na której można w sumie odetchnąc z ulgą. Ale czekał ją jeszcze lasek, czyli najgorszy etap. Księżyc wyszedł już całkiem, będąc jej przewodnikiem w omijaniu dziur wypełnionych gruzem. W jego świetle wszystko wyglądało obco i surrealistycznie. Wydało jej się, że coś słyszy. "Szczekanie psów gdzieś daleko? Gdzieś blisko cywilizacji..." pomyślała gorzko. Czemu musiała mieszkać tak daleko od centrum?
Po chwili usłyszała za sobą kroki, a potem zobaczyła długi, czarny cień, który dołączył do jej właśnego, kołysząc się w rytm kroków. Wzdrygnęła się i delikatnie odwróciła głowę, żeby kątem oka zobaczyć, kto za nią idzie. Spodziewała się wszystkiego. Ogolony facet w dresie wcale jej nie zdziwił. Nie dostrzegła jego twarzy. Przyśpieszyła kroku, zerkając na cień. Na chwilę zniknął, potem znowu się pojawił. Również poruszał się szybciej. Zbliżali się do lasku. Oblał ją zimny pot. Przyśpieszyła jeszcze bardziej, prawie biegła. Cień zdawał się ją doganiać. W końcu ją dogonił.
Odważyła się na niego spojrzeć. Chciała wiedzieć, jak wygląda twarz faceta, który zaraz ją zgwałci/zabije/zamęczy na śmierć/zakopie żywcem/sprzeda jako niewolnicę gdzieś nie wiadomo gdzie/okradnie/pobije/porwie/utopi/powiesi na drzewie. Albo zrobi to wszystko naraz. Podniosła głowę i spojrzała na niego z przerażeniem w oczach...
Facet popatrzył na nią jak na wariatkę, po czym minął ją pisząc coś na komórce. Wyprzedził ją szybko, nie oglądając się za siebie, pewnie gdzieś się spieszył. Poczuła się tak, jakby dostała obuchem w łeb. "Jak to? Nie umieram? Nic się nie stało?"takie myśli przebiegały jej przez głowę. To była tylko jej paranoja? Uśmiechnęła się szeroko, myśląc o tym, jak musiał czuć się ten facet. Oświetlona główna droga pojawiła się przed nią niczym wybawienie. Teraz szła raźno, rozgrzana szybkim tempem, czując jeszcze na plecach zimny oddech strachu, powoli ustępujący ciepłej uldze. Przestąpując próg domu obiecała sobie, że nikomu o tym nie powie.
(Ale napisać to już inna sprawa...)