Nie napisze, że to już jest koniec, bo wrzucenie takiego zdjęcia jest już wystarczająco nieoryginalne.
Zakończenie zbyt długie, zbyt nudne.
W sam raz, dla podsumowania tych trzech lat, na koniec piękny szczyt żenady.
'Gratuluję, że tylko wy nie macie pasków, chodźcie na środek' xd
BEZ KOMENTARZA
Ładne przemówienie.
Nie liczy się zakręt, nie liczy się meta, liczy się droga.
A co mi tam...
Pozwolę sobie tutaj na własne.
Nauczyłam się w tej szkole, że kiedy stawiasz komuś granicę, której w Twoim mniemaniu nie przekroczy, bo przecież nie może Cię tak skrzywdzić, w dziewięćdziesięciu procentach przypadków, przekracza ją.
Nauczyłam się, żeby oszczędnie dawkować zaufanie.
Że nic tak nie łączy ludzi jak wspólny wróg.
Że zawsze jak Ci się wydaje, ze gorzej być nie może, znajdzie się ktoś chętny, aby powiedziedzieć 'challenge accepted'.
Że w ostatecznym rozrachunku każdy jest egoistą.
Że są krzywdy przebaczalne i takie, których nie można przebaczyć.
Że ludzie mają więcej wad niż zalet.
Że jeżeli wszystko nie jest cudem, nic nim nie jest.
Że miłość, która nie boli, nie jest miłością.
Że pozory mylą.
Że łatwo nie zauważyć, kto jest tym prawdziwym wrogiem.
Że jeden malutki błąd, może okazać się tym kardynalnym.
Wielką bzdurą jest zatem stwierdzenie, że szkoła nie uczy niczego, co przydatne w życiu.
Kiedy szłam do tej szkoły, wszystko miało wyjść inaczej niż wyszło.
Ale 'Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach'.
A ta cała gorzka refleksja nie ma być atakiem na ludzi z klasy.
Przecież poznałam wielu wspaniałych ludzi, którzy zostaną ze mną na dłużej.
Do nikogo już o nic nie mam żalu, od nikogo nie chcę nic więcej.
I chyba wszystkich was kocham na swój chory, absurdalny sposób.
Przecież i tak nie wymarzę, ani nawet nie chcę wymazywać tych trzech lat.
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA TĘ KRÓTKĄ LEKCJĘ ŻYCIA.