I tylko chcę przestać istnieć. Niech nie tęsknią za mną, nie kochają, żebym mogła odejść, nie raniąc nikogo.
Po co ja się rodziłam? To nie miało żadnego powodu, tak po prostu wyszło. Moge mieć pretensje co najwyżej do Nich.
Głupia, bezużyteczna ciamajada, użalająca się nad sobą. Powinnam wziąć się w garść? Nie. W garść niech biorą się ci, którym na czymś jeszcze zależy. Jak chcę spokojnie zasnąć i spokojnie odejść.
Chcę cofnąć czas i nie pojawiać się na tym świecie. Na innym także.
Szczęśliwe jesteście, które widzicie piękno na tym nędznym świecie, przepełnionym ludźmi w większości tak jak ja nędznymi.
Zepsułam, boję się, nic nie potrafię. Jestem tak beznadziejna, jak to możliwe. Na szczęście jeszcze innych nie ranię (przynajmniej niezbyt mocno); wtedy byłabym nie tylko zbędna, ale i przeszkadzająca.
Nie mówcie, że tak nie jest; nie mówcie, że jestem coś warta. Nie jest nic wart ten, kto niczego z siebie światu nie daje. Nie jestem ważna tylko dlatego, że się urodziłam: na tym świecie co dzień ktoś się rodzi, są oni tyle samo, co i ja warci - czyli nic. Każdy tak samo ważny - czyli każdy nieważny.
Teraz są Oni. Ale gdy oni, mi bliscy, znikną, ja też będę mogła. Boję się, ale nie chcę się zestarzeć. Nie chcę umierać ze starości.
Teraz, gdy jestem chora, czasem wydaje mi się, że powoli umieram, że moje ciało wysiada, przestaje działać. Wyobrażam sobie lekarza, który mi to mówi. I wiecie? Czasem - w nocy - smuci mnie i napawa lękiem myśl o tym, że miałabym umrzeć. Ale na szczęście w miarę panuję nad tym, potrafię to przemóc. I właśnie o to chodzi. Tego chciałam, do tego dążę: umrzeć bez strachu.
Tak, chcę być anorektyczką. Muszę stoczyć się na samo dno, dotknąć go, abym wreszcie mogła się odbić.
Ale z drugiej strony, jaki sens ma łudzenie się, że ten świat jest piękny, dobry, życie ważne?... Nie chcę się nim cieszyć, to naiwne...
Nie wiem, to bez sensu. Odejść. Zasnąć i za którymś razem - wtedy, kiedy tego nie przewidzę - po prostu nie wstawać. Tak, boję się tego, gdy o tym myślę. Ale czy samobójcy w ogóle nie boją się śmierci? Podcinając żyły, łykając tabletki, oplątując na szyi pętlę - nie myślą o swoim strachu?
I żeby po śmierci nic nie było.
Proszę, Boże, nie bądź. Nie istniej!