teraz mogłam coś osiągnąć i poczuć to, co dawniej,
bo wszystko było spoko, ale ja szukałam zmartwień.
mogłam zrobić to lepiej, mogłam mieć jego poparcie ciągle,
a mam pretensje do siebie, bo z tym przegrałam.
to nie prawda, że mam schizy, że nie widzę nic w oczach.
i nie wierzę w to że nigdy, nie będę potrafiła kochać.
wole czekać na prawdziwość niż przejechać się donikąd.
chcę być pewna, że to miłość, a Ty, że nie jesteś z inną.
mówiłeś mi, że mam ten błysk, choć przy Twoim mój był niczym.
na początku nic nie czułam, na pewno nie chciałam ranić,
bo dobrze znam się z tym bólem, gdy serce krwawi.
wiem że w głowie mam burdel, mam niepoukładane.
chociaż staram się jak umiem, to raczej nie realne,
żeby nagle wszystko unieść i ułożyć jak układankę.
może kiedyś się nauczę, przestanę czuć się bezkarnie.
i gryzie mnie sumienie teraz, nie wiem, czy wiesz.
Ty ze mną byłeś szczery, ja też, zrobisz, co chcesz.
mam dosyć tego cienia i życia w skorupie.
czas spełnić swe marzenia i uzupełnić dumę.