Życie na krawędzi
część dwunasta
John pov.
-stary co ty robisz? Co z interesami? Wiesz który dzisiaj mamy? The snipers wchodzi nam prawie na głowe jeżeli dzisiaj tego nie załatwimy jest już po nas, wiesz? Czas najwyższy się obudzić, John! - krzyknął Donn gdy tylko otworzyłem drzwi frontowe.
-cholera jasna..zapomniałem.. dzisiaj już 5 luty? - ściągnąłem szybko kurtkę i usiadłem na kanapie. -dobra.. jaki plan? Na pewno coś wymyśleliście, stary przepraszam..
-jasne, tu wszystko masz opisane zaczynamy o 21 - rzucił mi kilka kartek na sofe i udał się w kierunku swojego pokoju. Cholera..jak jak mogłem zapomnieć o czymś tak ważnym?
***
-gotowi ? - zapytał Zack wyciągając ostatnie torby z bombami z bagażnika.
-kto je zamontuje? -zapytałem podchodząc do Donna, wręczając mu broń.
-oto już się nie martw, zajmij swoje miejsce. -odpowiedział i udał się w kierunku miejsca mu wyznaczonego. Do Zacka podeszło dwóch mężczyzn dobrze zbudowanych, był to Pablo z kumplem. Zawsze braliśmy go do najbrudniejszej roboty. Wzięli od niego torby i udali się w kierunku opuszczonych ruder.
-The snipers będą za 45 minut - powiedział Zack przez krótkofalówkę. - powoli zajmujcie swoje miejsca. wsiadł do samochodu i przeparkował go w najbezpieczniejsze miejsce.
Po 20 minutach z ruder wyszli chłopacy od czarnej roboty. Zameldowali, że wszystko jest tak jak powinno i odjechali swoim czarnym Range Roverem. Bomby zostały włączone na 55 minut.
-uważajcie, nadjeżdżają..-ostrzegł Donn przez krótkofalówkę.
Przygotowałem broń, do wybuchu zostało jeszcze 25 minut.
Dwa czarne busy i jeden czarny jeep podjechały pod rudery. Z jeepa wyszedł Piter- przewodniczący grupy The Snipers, największy skurwiel w Ameryce, który przyjechał podbić nam Londyn. Następnie dwóch mężczyzn wyciągnęło kobietę ok. 60 roku życia, blondynkę. Wyglądała jak..moja mama.
Kurwa.
-chłopaki, przerywamy! słyszycie kurwa?- krzyknąłem przez krótkofalówkę.
-stary, rozjebiesz akcje..- odpowiedział Zack
- jeżeli nie rozstrzelimy im głów, zginą tam za 20 min a wraz z nimi moja mama - głos mi się załam-nie mogę do tego dopuścić, już straciłem przez to gówno jednego członka rodziny.
-stary co ty pierdolisz? - usłyszałem z urządzenia
-Donn.. oni mają moją mamę..- odpowiedziałem. Przypomniały mi się chwile przed 4 lat, gdzie w wybuchu bomby przeze mnie zginął mój młodszy brat.
- za 5 minut wchodzimy, przygotować broń..słyszycie?! Są dwie zasady : Bądźcie ostrożni i zabijajcie nieważne co by się działo. Mamy 20 minut. - Donn rzucił rozkaz przez sprzęt na trzy wchodzimy.. raz, dwa & TRZY!
Marco wywarzył w ciszy drzwi, weszliśmy do środka. Odgłosy odchodziły z największej sali. Marco z Zackiem obstawiali tyły a ja z Donnem wszedłem przodem.
-nonono proszę, kogo ja tu widzę.. Pan John we własnej osobie, kupe lat prawda? uśmiechnął się szyderczo. - właśnie mamuśka miała po Ciebie dzwonić.- wskazał ręką na kobiete siedzącą na krześle oddalonym od niego 5 metrów w tył.