Ha, jakie ciekawe rzeczy człowiek znajduje robiąc porządki na pulpicie. Oto notka jaką spisałem jakiś czas temu:
„Nie wiem o czym napisać. Zasadniczo w takiej sytuacji nie powinienem nic pisać, bo pisanie o pisaniu jest równie dobre, co hiphopowe rymowanie o rymowaniu. Równie dobre, czyli złe, a właściwie to niedobre, bo zły to jest tylko metal.
Zabawne… po raz, bodajże trzeci, zaczynam to zdanie. Właściwie to zacząłbym po raz czwarty, bo to też mi nie pasuje, ale przełamywanie form i konwencji jest niejako wpisane w byt jednostki kreatywnej. Ups.. ale ja jestem tylko szarym człowiekiem więc.. No więc wyobraźcie sobie, że tego zdania nigdy nie było. Tak często zwodzicie umysł alkoholem i innymi substancjami, czemu by nie spróbować na sucho. Że co? Że niby to podchodzi pod schizofrenie? Z góry przepraszam panów Zdzisiów i innych specjalistów za kategoryczne błędy w dziedzinie medycyny. Nie chce mi się sprawdzać pojęć na, i tak lipnej w końcu, wikiped*i (cenzura musi być!). Że niby, spalony może widzieć Boga na drzewie, albo za drabiną, a napity nic nie widzieć. Cóż, oby nie zabrakło alkoholu na świecie…
Spojrzałem na notkę powyżej i jestem mile zaskoczony. Pomimo dewizy ”jeśli nie masz nic do powiedzenia, to, i tu niespodzianka, nie mów nic”, udało mi się coś napisać. Co więcej, nie znajduję w tym tekście niczego (no bo nie Nietschego), co byłoby warte uwagi, a jednak znajdzie się parę osób które dobrnął przynajmniej do tego miejsca. Ile razy robimy coś co nie tylko nie rozwija, ale nawet nie relaksuje? Ile czasu upływa nam bezowocnie? Czym jest owoc i dlaczego psują się od niego zęby? Dlaczego Goldengate (czy jak się go tam pisze) jest czerwony? I po jaką cholerę piszę tego photobloga? Pominę parę kolejnych pytań m.in. z dziedziny fizyki kwantowej, gdyż nie chcę przyprawiać delikatnych emo humanistów o palpitacje serca i wzmożoną potrzebę żyletki. Znajcie łaskę i żyjcie w błogiej nieświadomości…
Zdjęcie. Też je lubię. Z komórki wychodzą czasem ciekawe efekty. Kiedyś w najbliższym czasie zdam maturę i dam w końcu filmy do wywołania. Co prawda w Praktice prześwietliłem trochę klatek wyciągając go [film] – dop. ja], ale mam nadzieję, że znajdzie się coś czym będzie się można pochwalić. Chociaż właściwie po co? Aha, już sobie przypomniałem, bo monotonne jest pozostawanie niezmiennym, jakkolwiek z pewnej dozy konsekwencji nie należy rezygnować.
W ramach konsekwencji: wy chu*e!
W poprzedniej wersji notki, czyli tej z przed 37 sekund, w tym miejscu następował ostatni akapit, ale stwierdziłem, że potruję jeszcze co nieco.
Zmieniłem zdanie.
Nie mogę notki zakończyć w tak optymistyczny sposób, więc dodam, że w sobotę być może będziemy (czyli ja i mój band) grać w LCK. Tak wiem, zjebał*m wam humor do końca miesiąca. Niaf niaf niaf…
PS Jeszcze przed chwilą pamiętałem, co miał zawierać, ale teraz nie jestem pewien. Pewnie nic ważnego…”
Czytając takie bzdury mam ochotę zacząć pisać pamiętniki i odczytywać je po 20 latach….
A koncert był świetny (z pozycji perkusisty)^^
A swoją drogą powstała również notka o koncercie, ale w ramach odgrzebywania starych tekstów, zapomnę gdzie jest i poczekam, aż ją znowu znajdę ;P