"My heart is beating in a different way..."
Znowu śniły mi się ćmy. Leciały bezmyślnie w płomienie świec. Ich skrzydła skwierczały, paląc się. Obudziłam się z lekkim przestrachem, ale i uśmiechem. Przecież sny sprawdzają się odwrotnie...
Już nie jestem ćmą lecącą wciąż do tego samego światła. Jego światła. W końcu przestało mnie kusić. Po prostu trzeba było czasu, a ja taka niecierpliwa chciałam już, teraz zaraz, natychmiast ! Innym wystarczy miesiąc, mnie trzeba było jednego roku, dziewięciu miesięcy i osiemnastu dni. Uświadomiłam sobie to siedząc na widokówce, pijąc piwo i patrząc na światła miasta. Zobaczyłam spadającą gwiazdę, machinalnie pomyślałam życzenie i nagle wszystko stało się jasne. Kiedy wracałam, czując chłód na twarzy i łydkach, mając świadomość, że to jeden z ostatnich razów, kiedy idę tą uliczką lekko nietrzeźwa, bo już niedługo czas się wyprowadzić, wtedy właśnie dotarło do mnie, że wszystko wydarzyło się bez udziału mojej woli. Jakby ktos miał wszystko z góry zaplanowane i punkt po punkcie wykonywał następne elementy planu owego. Kwestia z pozoru nienzaczących słów, gestów, spotkań, rozmów, doprowadziła mnie właśnie do tego momentu i postawiła na początku nowego etapu.
Teraz już rozumiem skąd ten strach. Towarzyszył mi od jakiegoś czasu, a ja zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Logiczne. Każdy boi się nowego.
"Tym razem nie zmarnuję szansy !"- obiecuję swojemu odbiciu w lustrze...