1o miesiecy, w ktorych bylam szczesliwa. 1o miesiecy zycia z osoba, ktorej w chuj ufalam, ktora jarala mnie na kazdym kroku. jej kazdy ruch, gest, usmiech byl niesamowity. jedyny w swoim rodzaju przyjaciel, ktory nie dosc, ze potrafil pocieszyc, przytulic, dac dziubka, jak bylo trzeba, to nawet po minucie potrafil wkurwic jak nikt.
czy mozna ot tak sobie spieprzyc przyjazn miedzy dwojka ludzi?
a no widac tutaj przyklad osoby, ktora potrafi takiego czegos dokonac. chce poczekac na dzien, w ktorym znow sie do mnie usmiechnie, w ktorym powie, jaka to ja jestem, powyzywa, pozniej przytuli, napije sie, powydurnia, pojedzie gdzie bede chciala i pocieszy, kiedy bedzie taka potrzeba. chcialabym w chuj znow zobaczyc jego durne wyglupy na ulicy, chcialabym sie poklocic na zarty, powrzucac do krzakow, poesemesowac, pousmiechac, posmiac. 1o miesiecy, a myslalam ze wytrzyma ze mna dluzej. ale nie, bo w koncu musialam zaczac wkurwiac. a zreszta, kogo ja nie wkurwiam... tak juz bywa w moim zyciu, ze bliskich trace bardzo szybko. tylko nie wiedzialam, ze bedzie nia on. wroc, wracaj jak najszybciej, bo niedlugo sie zalamie bez ciebie, albo sobie cos zrobie, albo tobie, albo nie wiem komu. chce cie znow, chce cie jak cholera, chce cala twoja osoba miec w 99% dla siebie, bo 1% zostawiam dla jakiejs twojej dziewczynki, jak takowa sie pojawi...
kolejna sprawa to moje przywiazanie. w chuj sie przywiazalam, przez pare dni mialam w chuj radoche, w chuj sie jaralam, w chuj sie podniecalam, gdy z nim pisalam. znow, znow, znow. tak, tak, tak. jestem popierdolona, ale mialam kurwa chec do zycia, cieszylam sie, jaralam! bylo zajebiscie. ale nie, bo oczywiscie ktos inny sie przyplatal. no milo, bardzo nawet. a przeciez to nie jest wina biednego czlowieka, ze po prostu kocha i jest w chuj przywiazany, prawda? no wlasnie. a tu natomiast wszystko trwa juz ponad 4 lata. uch, jak milo.
ps. malowac wlosy na rudo?