Zdjęcie specjalnie dla taty. Bo się pytał czy mam jakieś. Na tym czymś jechałam a właśiwie siedziałam 7 razy. To tak leci góra dół... hehe żygać się chce ale ja takie coś lubie. Ostani raz przegiełam bo zjadłam pączka i na to poszłam. Ale nie zygłam. było całkiem fajnie.
Jest 24.12 chce mi się spać ale nie ide bo się boje. Głupia jestem ale cóż. Po raz 100 oglądałam "The Ring" (no właśnie komuś miałam pożyczyć tylko nie wiem komu) i bałam się jak nie wiem co. Znaczy bać. Poprostu mnie cos trzyma przy tym filmie że chodź wiem co zaraz się stanie i tak mam schiza. Żaden film mnie jakoś tak nie kręci... Hehe. Wersja angielska... of course ;]
Życie jak życie leci do przodu. w weekend jade do Saby i do szpitala. Będzie mam nadzieje gut. Pzdr wszystkich ludzi z którymi ostatnio lansuje się na mieście.
Całuski dla Mareczka. Dzięki kochanie. Sam wiesz za co. Mały pluszek rządzi o gosh za pare godzin znów sie widzimy. Sorry za dzisiejsze godzinne spóźnienie... jakoś z zegarem mam ostatnio problemy.
Ktoś się pytał mnie na gg. Odp tu. TAK WSZYSTKIE WIERSZE TU ZAMIESZCZANE SĄ MOJE a jak nie są moje to wtedy pisze że to nie moje i podaje autora. Dziękuje za uwagę.
Naćpana samotnością
W przemokniętym lesie bez drzew
Krainie realnych spojrzeń- w życiu
Zamykam oczy.
Po co?
nie późno by śnić.
Usiąść na miękkim kamieniu
I ujrzeć księżyc zimna.
Oddalić się w głąb gęsiej skóry
Po raz kolejny zatrzymać na rzęsach
mgłę przejrzystą od łez.
Przepełnioną pustką fizyczności.
Odległych niepotrzebnie utraconych dni
Przy kimś kto nigdy nie żył.
Zrozumieć sens jego pragnień.
Bo to kolejny zachód lekkiej chmury
Oddalonej odemnie o mil trzy...
Zapomniałam dodać.
Tu mi cudownie delikatnie.
Skóre opiewam śliskością powietrza
Słowa wydobyłam milcząc
Niepotrzebnośc zostawiam za sobą.
Napawam się ciszą szelestu
Ujmująco próbuje otworzyć sklejone powieki
I ujrzeć światło oślepienia ludźkiego
Złowieszcze znaki rozpadu cywilizacji
czemu w tym lesie jestem sama?
Nikt nie widzi absurdu
Czarności wyborów ślubnych.
Życie- północ, śmierć- południe...
Pójde na zachód
Do raju. W strone ściany wody.
Gdzie zmocze zrośnięte wargi
I spróbuje chodź raz nie myśleć 'Ty'
Widząc odległe krańce uczuć kosmosu
Widze chodź wcale nie patrze
Nieznane ogrzanie, uderzenie powietrza
zakotwiczony portret miłoci.
Idealnej. Do czasu ujawnienia prawdy
Materialnego wtórnego powrotu nieużytków
A ja. Znów tu.
Tone w pyle słów, szukam, czekam na pomoc.
Nie od ciebie.
Ty byłeś. I nagle odszedłeś.
Zmieniłeś się. Jak wszyscy.
Nie chcesz niczego naprawaić wolisz zostawic
Liczyć że bedzie lepiej?
Nie doczekanie.
Usiąde.
Zdelektuje się nicością dnia.
Odpłyne swym żaglowcem snu.
ps. dziękuje Damianowi za inspiracje tytułem.