"Wczoraj był piątek. Wiesz, za czym tak nagle zatęskniłam? Za młodzieżówkami...
Najlepiej pamiętam te, kiedy trójka małolatów opanowywała zarówno wielgachny budynek, jak i niewielkie pokoiki. Brakuje mi tak pozornie bezsensownego spędzania wspólnie czasu. Tego krótkiego czasu poczucia wspólnoty i tego, że nie jestem sama.
Zarzynanie pieśni uwielbienia.
Głośna modlitwa gdy dwie trzecie zgromadzenia nie ma na to chęci.
Śpiewanie po hiszpańsku, choć nie na językach.
Turlanie się po podłodze ze śmiechu nad własnymi kompleksami.
Oglądanie filmu przez yt i tłumaczenie banalnie prostych tekstów.
Planowanie koncertów uwielbienia na stadionach w Polsce.
Jedzenie kanapek na wyścigi.
Pożeranie dwóch ogromnych pizz bez jednego kawałka we dwie osoby.
Gorąca herbata i trzaskający ogień w kominku.
Instrukcja obsługi daru języków.
(Nie)Poważne rozmowy na (nie)poważne tematy.
Nocne powroty do domu.
Dojście na Słoneczną szybsze niż dojazd. Wkładanie radia odwrotnie niż powinno.
Erotyki powstające w głowie podczas wspólnych jesiennych spacerów.
Dwie tak różne postacie. Dzieci tego samego Ojca.
"Nie ucz się wstępów, ale chwytów."
Rozmowy o prawku, kwadraturze koła i obgadywanie garkotłuka.
Bieg na 400m szybszy niż mój na 100m. Chodzenie w marcu w samej koszulinie po nocy.
"-Weź to wreszcie wyłącz! -Nie mogę!"
"Ja biorę tych po lewo, a Ty tych łysych xD"
Tłumacząc to wszystko na polski: Jeśli beznadziejne przypadki kochają mocniej, przywiązują się mocniej, to ja jestem poza wszelka skalą...Tak, jestem bardziej niż beznadziejnym przypadkiem..."
/na zdjęciu: Oliwia
/Dobra, czas ruszyć tyłek i coś tu popisać... Chciałabym pokazać już zdjęcia z reportażu, a nie że wklejam fragmenty maili. Koniec smutania... Mam nadzieję ;)